Katastrofa samolotu z prezydentem Rzeczypospolitej i wieloma innymi przedstawicielami polskich elit, który rozbił się na katyńskiej ziemi w 70. rocznicę mordu na naszych oficerach, ma znaczenie symboliczne. Nie mniej symboliczne jest jednak to, że w katastrofie zginął kanclerz Orderu Wojennego Virtuti Militari generał Stanisław Komornicki.
Jak wynika z ustaleń zespołu historyków pod kierownictwem Zdzisława Sawickiego, pośród 22 tysięcy Polaków wymordowanych przez Sowietów w 1940 roku było co najmniej 330 kawalerów tego najważniejszego z polskich odznaczeń. Virtuti Militari był wówczas i jest do dziś dla Polaków świętością.
Krzyże Virtuti znaleziono w mogiłach katyńskich już w 1943 roku podczas ekshumacji. Świadek, zapomniany dziś znakomity polski pisarz Ferdynand Goetel pisał: „Generalskie szlify straciły już swój blask. Ale na płaszczu widniała świeża jeszcze, błękitno-czarna wstążeczka Virtuti Militari z tamtej wojny. I powiedziała nam więcej o tym człowieku, niż mogła powiedzieć jego postać i twarz. Przyklęknąłem i odpiąłem wstążkę, by ją zawieźć do Warszawy. Ktoś za mną odezwał się: »... Na stos... na stos... nasz życia los...«. Uczułem w sercu straszliwą bezradność i zaraz potem zaciekłość i gniew. Stara pieśń legionowa zabrzmiała mi w duszy gorzką, a zapomnianą prawdą, jak trudno być Polakiem i jak nie sposób Polakiem nie być”.
Zabitego w katastrofie generała Komornickiego znałem osobiście. Nosił rogatywkę, rodowy sygnet i fantazyjne wąsy. Gdy go odwiedzałem, miałem wrażenie, jakbym przeniósł się w czasie do II Rzeczypospolitej. Żołnierz Armii Krajowej. Powstaniec warszawski. Dobry Polak.
Wraz z nim w samolocie zginął inny powstaniec i kawaler Virtuti Militari ppłk Zbigniew Dębski. To on zdobywał budynek Pasty i to on zatknął na jego wierzchołku biało-czerwony sztandar.