Oshima nakręcił swój film w 1976 r. Od tamtej pory seksualność ludzkiego ciała została tak oswojona, że jej obraz najczęściej sprowadza widza do roli mentalnego eunucha. Dzisiejsze opowieści o metafizyce miłości poprzestają na fizjologii zbliżenia i trudno wymienić autora, który pokusiłby się o próbę ukazania głębi ludzkiej psychiki poprzez dosłowność aktu miłosnego. Wówczas, w czasach kontrkultury, w obliczu braku transcendencji, miłość fizyczna wyrażała jedność z drugim człowiekiem, stanowiła dopełnienie miłości duchowej. Jednak w obliczu erotycznej eksplozji to, co miało być środkiem, szukaniem kontaktu i przełamaniem samotności, stało się celem samym w sobie. Oshima pokazał obie te rzeczy – seks i metafizyczną walkę o spełnienie, a miłość uczynił wartością, do której warto dążyć za wszelką cenę. Jego bohater, właściciel domu schadzek, porzuca rodzinę i zatraca się w związku z jedną z prostytutek. W ich obcowaniu ukryte są zmagania sprzecznych sił, z których jedna domaga się urzeczywistnienia, a druga zapowiada koniec poszukiwań tajemnicy istnienia. Tylko Japończyk mógł tropić Absolut w tak bezkompromisowy sposób.
Imperium zmysłów, 4.01, godz. 18