– Najbardziej boimy się tego, co będzie dalej – mówią powodzianie ze śląskiego Bierunia koło Tychów, których domy woda zalała po dachy. Gospodarstwa musiało opuścić 2317 osób. Wrócili nieliczni.
– Oceniam że co najmniej 20 domów z 807, jakie zalała powódź, będzie do wyburzenia – twierdzi wiceburmistrz Bierunia Jan Podleśny.
Od wtorku 90 osób, głównie z całkowicie zalanych Bijasowic, mieszka w miejscowej Szkole Podstawowej nr 3. Kolejnych kilkadziesiąt, którzy koczują u znajomych i rodziny, przychodzi do szkoły na posiłki. Tam się też mogą umyć. – Jedzenia starczy nam do niedzieli – szacuje Elżbieta Adamowska, dyrektorka szkoły. Tylko sieć Biedronka przekazała sto bochenków chleba i kilkadziesiąt kilogramów wędlin i mięsa. Kończą się jednak środki czystości: mydła, szczoteczki do zębów, szampony. – Uciekając z domów, nikt nie myśli o takich rzeczach – tłumaczy Adamowska.
Psy i koty nie mogą mieszkać z właścicielami w szkole. Są albo u rodzin, albo w okolicznych schroniskach. – To potęguje dramat ludzi – przyznaje Adamowska.
Od wczoraj burmistrz Czechowic-Dziedzic, miejscowości koło Bielska na Podbeskidziu, która jest jedną z najciężej doświadczonych powodzią gmin województwa śląskiego, apeluje: – Ludzie wymagają natychmiastowej pomocy.