Wiele na niego spadło komplementów podczas mundialu, ale żaden tak celny jak ten. „Historia czeka, a on lubi być punktualny” – napisał komentator „Marki”, dziękując za gola, który dał Hiszpanii ćwierćfinał.
David Villa zawsze przychodzi na czas. W debiucie na mistrzostwach świata cztery lata temu zdobył dwa gole. W pierwszym meczu mistrzostw Europy – trzy. W RPA ma już cztery, tyle, ile dwa lata temu w Austrii i Szwajcarii wystarczyło, by został królem strzelców. Już jest lepszy od Raula, Butragueno, Michela i innych strzelców Hiszpanii. Żaden z wielkich nie zdobył więcej niż pięć goli na mundialu, on ma siedem. I każdy z RPA na wagę awansu Hiszpanii do kolejnej rundy.
[srodtytul]Pod prądem[/srodtytul]
„Wiele jest w hiszpańskiej reprezentacji piękna i dobrych piłkarzy, ale na alarm trzeba bić tylko wtedy, gdy on ma piłkę przy nodze” – napisał po meczu z Portugalią argentyński „Ole”.
Villa jest dla swojej drużyny tym, kim Robben dla Holandii, Messi dla Argentyny, ale Xaviemu przypomina raczej Christo Stoiczkowa. Instynktem, wyczuciem momentu i przestrzeni, przyspieszeniem, pazernością na gole. Tym że, jak mówi Gerard Pique, ciągle jest pod prądem. Nie komplikuje. Zawsze wie, gdzie są bramka i obrońcy. Strzela z każdego miejsca, każdym sposobem, gole ma w głowie czy – jak chce hiszpański idiom – „między brwiami”. Spośród najlepszych strzelców ligi hiszpańskiej najczęściej uderza bez przyjmowania piłki.