[b]Rz: Po morderstwie działacza PiS w Łodzi i próbie zabójstwa jego kolegi, jako pierwsi w kraju poprosiliście policję, by zadbała o bezpieczeństwo waszego biura. Czujecie się aż tak zagrożeni?[/b]
[b]Leszek Dobrzyński:[/b] Chodziło o działania prewencyjne. Ja przecież zdaję sobie sprawę z tego, że nie można postawić policjanta przy każdym biurze poselskim. Ale w tak niesłychanej sytuacji z jaką mamy do czynienia, trzeba dmuchać na zimne. Dlatego poprosiłem Komendanta Wojewódzkiego Policji w Szczecinie, o zwrócenie uwagi i objęcie jakimś dozorem biur PiS w Zachodniopomorskiem. A dzień później Komendant Główny Policji dostrzegł już potencjalne zagrożenie i podano, że biura poselskie będą objęte policyjną opieką.
[b]Czy takim wnioskiem nie dolewacie oliwy do ognia?[/b]
Ofiarami napadu w Łodzi byli działacze PiS. Jeden nie żyje, drugi walczy o życie. Nie ma żadnej gwarancji, że nie znajdzie się ktoś następny, kto „nienawidzi PiS-u”. I że podobny dramat się nie powtórzy. Na przykład u nas. Te obawy po ludzku w nas tkwią. Tym bardziej, że nienawiść, której ofiarą padli nasi koledzy, rozprzestrzenia się falą. I jeszcze jedno. W biurze PiS w Łodzi - w czasie gdy padły strzały i w ruch poszedł nóż - był obecny nasz kolega ze Szczecina. Prawda jest taka, że gdyby miał mniej szczęścia, to dziś moglibyśmy opłakiwać jego.
[b]A tymczasem zmieniacie zamki, zakładacie kraty, montujecie kamery?[/b]