Z uznaniem należy przyjąć dyskusję na łamach „Rzeczpospolitej” dotyczącą jednomandatowych okręgów do Senatu RP. Będą one obowiązywały już przy najbliższych wyborach parlamentarnych. Oczywiście nie sposób uznać zmian za rewolucyjne, nie dlatego, że okręgi jednomandatowe nie obejmą wyborów do Sejmu, co zauważa Mariusz Wis (list w „Rz” nr 9 z 13.01.2011 r.), polemizując z red. Piotrem Gursztynem („Jednomandatowe okręgi odmienią Senat”, „Rz” nr 5 z 8.01. 2011 r.).
Pragnę zauważyć, że nowa ordynacja stanowi niebezpieczny regres w ustawodawstwie wyborczym. Uchwalony przez Sejm i przyjęty przez senatorów PO, posiadającej w Senacie większość, tzw. kodeks wyborczy wygenerował niebezpieczną sytuację. Sprawić ona może, że w przyszłym Senacie zasiądą ludzie wybrani przez nieliczny elektorat. Kodeks przewiduje przy jednomandatowych okręgach do Senatu wyłącznie jedną turę wyborów. Okoliczność ta spowoduje w niejednym z okręgów, przy dużej liczbie zgłoszonych osób, że do Senatu przejdzie kandydat o największej liczbie głosów, ale małej ich ilości, gdyż wiele głosów uzyskają łącznie pozostali kandydaci.Brak w ordynacji do Senatu drugiej tury wyborów sprawi, że tegoroczne jesienne wybory mogą się okazać karykaturalne w sensie reprezentatywności Izby Wyższej naszego parlamentu. Skład najbliższego Senatu może być dziwny.
[i]—prof. zw. dr hab. Ryszard Bender senator RP[/i]