Rzeczpospolita: Czy szczyt G20 może coś poradzić na kryzys w strefie euro?
Andre Sapir:
Jestem przekonany, że politycy spoza Europy pytają europejskich, co się u nich dzieje, jakie mają plany. Ale sama G20, poza wydaniem deklaracji o poparciu dla europejskich wysiłków, nic nie może zrobić. Obecny kryzys Europa musi rozwiązać sama. To jest jej wewnętrzny problem, choć oczywiście konsekwencje mają charakter globalny. Światowa gospodarka, nawet bez ostatnich wydarzeń w Grecji, jest słaba. A zamieszanie w Grecji osłabia ją dodatkowo. Bo pojawia się obawa zarażenia innych państw strefy euro i konsekwencji dla reszty świata: Stanów Zjednoczonych poprzez rynki finansowe, innych regionów – przez kanały handlowe. Trzeba więc wrócić do tematu, który pojawił się na agendzie G20 już w 2009 roku – koordynacji polityk makroekonomicznych. To jest zadanie dla G20: Jak zlikwidować nierównowagi gospodarcze? Elementem tego jest rozwiązanie problemów strefy euro. Każdy kawałek świata ma tu do odrobienia swoje zadanie domowe.
To jest cel długoterminowy, który pewnie nie uspokoi rynków jutro. Czy naprawdę reszta świata nie mogłaby udzielić strefie euro jakiejś pomocy? Z ostatniego szczytu euro w Brukseli popłynął przecież apel o inwestycje pod adresem krajów z nadwyżkami finansowymi. Może Chiny obiecałyby jakąś pomoc?
Od początku nie było to pomyślane jako rozwiązanie problemu greckiego, ale raczej jako pomysł na przyszłość i metoda zatrzymania efektu zarażenia, szczególnie Włoch. I część przyszłej reformy Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej. Zresztą, szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby udział chiński w tym przyszłym przedsięwzięciu był znaczący. Czy to ma sens, czy nie, to inna sprawa. Ale na pewno Chiny nie są rozwiązaniem problemów w strefie euro.