Mają drużynę młodą, osłabioną przez afery, kontuzje, dyskwalifikacje. I spisaną na straty. Zbyt wcześnie, bo Anglia z Euro 2012 ma jeden atut, o którym wcześniej nie mogła nawet marzyć: nikt się po niej nie spodziewa sukcesu. I Anglicy z tej swobody korzystają.
Zaczaili się w Doniecku na Francję na własnej połowie, czekając na kontrataki. To by pewnie zostało uznane za tchórzostwo, gdyby grały gwiazdy, ale zastępcom ujdzie. Zwłaszcza że okazuje się skuteczne. Anglicy mogli nawet Francuzów pokonać.
Wayne Rooney patrzył z trybun (jest zawieszony na dwa pierwsze mecze Euro), jak błędy francuskiej obrony pozostawały bez kary, bo żaden z angielskich napastników nie potrafi zakończyć kontrataku, jak należy. Ashley Young i Danny Welbeck dali się przepchnąć Francuzom, i to bez faulu, a James Millner po świetnym podaniu Aleksa Oxlade'a Chamberlaina już minął bramkarza i strzelał z boku do pustej bramki. Uderzył w siatkę.
Udało się dopiero obrońcy Joleonowi Lescottowi, po tym jak z rzutu wolnego spod linii bocznej dośrodkował Steven Gerrard. Angielskie prowadzenie nie dotrwało do przerwy, bo Samir Nasri przerwał niekończący się serial podań – francuska specjalność wieczoru – strzałem zza pola. Steven Gerrard nie zdążył go zablokować – ale poza tą sytuacją był wczoraj znakomity jako przywódca drużyny – a Joe Hart nie sięgnął piłki. Wydawało się pod koniec pierwszej połowy, że Anglicy słabną i Francja to wykorzysta, ale po przerwie nie potrafiła. Atakowała zbyt wolno, by rywali zaskoczyć.
Już w czwartym wielkim turnieju z rzędu zremisowała pierwszy mecz. Ostatni raz na inaugurację wygrała w Euro 2004 – właśnie z Anglikami. – Możecie mówić o naszej drużynie, co chcecie, ale wiara, duma i jakość będą w niej zawsze – odpowiadał angielskim dziennikarzom Joe Hart.