Przełomem w dojrzewaniu do koncepcji budowy „polskiej tarczy" mogła być dla prezydenta Komorowskiego podsłuchana 26 marca br. przez dziennikarzy rozmowa prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa z prezydentem Obamą w Seulu. Obama, nie mając świadomości, że był nagrywany, szczerze oświadczył Miedwiediewowi, że i z nowej wersji tarczy antyrakietowej zaproponowanej Polakom i Europejczykom Amerykanie są w stanie zrezygnować i zamienić na współpracę z Rosją.
Taka postawa Obamy to kolejny przejaw marginalizowania pozycji Polski w polityce amerykańskiej. Koszty zauroczenia Warszawy amerykańskimi obietnicami to około 10 mld zł pozostawione podczas operacji wojskowych w Iraku i w Afganistanie. To połowa tego, ile trzeba będzie wydać na polską wersję tarczy antyrakietowej. Żeby przekonać się, jakie są realne koszty tarczy, warto spojrzeć na wydatki krajów arabskich, które są w fazie finalizowania takich projektów. Według „New York Timesa" tarcza antyrakietowa jest obecnie na raty montowana w Zatoce Perskiej przez USA. Kuwejt wydał na takie systemy 6,5 mld USD od 2007 r., z czego tylko w tym roku zamówienia sięgną 4,2 mld USD (4 radary, 20 wyrzutni, 60 antyrakiet PAC-3). Kuwejt wcześniej kupił 350 rakiet Patriot. Arabia Saudyjska rok temu zakupiła za 1,7 mld USD modernizację swoich systemów Patriot. Zjednoczone Emiraty Arabskie od 2008 r. wyłożyły ponad 12 mld dol. na zakupy systemów antyrakietowych.
Prezydent Komorowski wraz z szefem BBN i MON uznali, że lepiej będzie wydać te pieniądze, wykorzystując do budowy tarczy Bumar. Ten nie ma jednak doświadczeń w tej dziedzinie. Według generała Romana Polki, byłego wiceszefa BBN, propozycja budowy polskiej tarczy antyrakietowej w wersji Bumaru przypomina projekt korwety Gawron dla Marynarki Wojennej, co oznacza kompletną klęskę. Jego zdaniem w projekcie polskiej tarczy chodzi o to, by MON wpompował znaczne środki finansowe w Bumar (który za ubiegły rok zanotował 500 mln zł strat), płacąc za coś, na co jeszcze nie ma nawet spójnego pomysłu. – Używanie sformułowania „polska tarcza antyrakietowa" zamiast po prostu „odbudowa zdegradowanego systemu obrony powietrznej kraju" – to zabieg PR-owski mający na celu ukrycie zaniedbań i zaległości, jakie nawarstwiły się w tym obszarze i zastąpić je poczuciem wiary w potęgę naszego przemysłu zbrojeniowego. Jednak przypuszczam, że projekt nigdy nie wyjdzie poza sferę obietnic – dodaje Polko.
Ale Bumar nie zasypia gruszek w popiele. Pierwsze rozmowy z MON odbyły się tuż po ogłoszeniu przez Obamę rezygnacji z tarczy antyrakietowej w Polsce. W 2010 r. cztery zakłady zbrojeniówki zdeklarowały chęć udziału w budowie wielowarstwowego systemu obrony przeciwlotniczej i antyrakietowej. Projekt „Tarcza Polski" zakłada połączenie polskich radarów, systemów dowodzenia i zestawów przeciwlotniczych krótkiego zasięgu z rakietami produkowanymi we współpracy lub pozyskanymi z zagranicy. Według byłego prezesa grupy Bumar Edwarda Nowaka poszczególne systemy będą pokrywały Polskę czymś w rodzaju „parasoli ochronnych", które zapewnią obronę przeciwlotniczą, a w przyszłości antyrakietową. Pierwszy da ochronę na odległość do 4 kilometrów, kolejny do 20, a trzeci „parasol" zapewni ochronę nawet do ponad 200, a być może do 300 kilometrów.
Pytanie tylko, czy projekt będzie opłaconą przez polskiego podatnika „finansową tarczą" chroniącą niewydolny Bumar przed upadkiem.