Niedziela przyniosła najwięcej ofiar w trwającym od kilku dni konflikcie. W wyniku izraelskich nalotów w Strefie Gazy zginęło 18 Palestyńczyków, zwiększając liczbę zabitych do 64. Po stronie izraelskiej są trzy śmiertelne ofiary ostrzału rakietowego z czwartku. Wczoraj na izraelskie miasta spadło co najmniej 30 rakiet, raniąc cztery osoby.

Część ekspertów uważa, że Izrael nie zdecyduje się na atak lądowy, bo cel, czyli unieszkodliwienie wyrzutni palestyńskich rakiet, w znacznym stopniu osiągnął go dzięki lotnictwu. Amerykański ośrodek analiz wywiadowczych twierdzi, że obie strony, władze izraelskie i radykalny Hamas, rządzący w Gazie, chcą rozejmu.

Pracują nad nim dyplomaci w Kairze, w niedzielę pojawił się tam wysłannik izraelski, choć rząd w Jerozolimie nie chciał się na ten temat wypowiadać. Kilka godzin wcześniej, jak podawała jedna z telewizji izraelskiej, była nadzieja na zawieszenie broni, które miały wesprzeć wspólnie USA i trzy wpływowe państwa muzułmańskie – Turcja, Katar i Egipt.

Rząd Izraela robi wszystko, by przedstawić ataki na Gazę jako uprawnioną obronę, podkreśla, że żaden kraj nie może pozwolić, by jego obywatele żyli w ciągłym zagrożeniu atakiem rakietowym. W tej sprawie premier Benjamin Netanjahu dzwonił w sobotę do europejskich polityków – kanclerz Angeli Merkel, Donalda Tuska i premierów Wielkiej Brytanii, Grecji, Włoch, Czech, Bułgarii i Portugalii.