– Ten dzień był celem moich wysiłków i pragnień. Jestem dumny, jako Afgańczyk i jako afgański prezydent – mówił Hamid Karzaj. Proces, którego uwieńczeniem było przekazanie wczoraj przez dowódcę sił NATO w Afganistanie ostatnich 95 okręgów w najniebezpieczniejszych prowincjach kraju, trwał ponad dwa lata.
Znamienne, że informacje dotyczące miejsca, gdzie miała się odbyć uroczystość, niemal do ostatniej chwili były trzymane w tajemnicy, by zapobiec zamachowi. Talibowie przeprowadzili go kilka kilometrów od Narodowego Uniwersytetu Obronnego, w którym przemawiał afgański prezydent. Gdy Hamid Karzaj zapowiadał, że „jak najszybciej będzie to możliwe", wyśle delegację do Kataru, gdzie talibowie z wielką fetą otworzyli wczoraj polityczne biuro łącznikowe, na ulicy wciąż leżały ciała trójki zabitych w przeprowadzonym przez nich zamachu, a karetki dopiero zaczynały rozwozić do szpitali ponad 20 rannych.
Celem ataku był wpływowy hazarski polityk Mohammed Mohakek (przeżył zamach) wchodzący w skład Wysokiej Rady Pokoju. To gremium utworzone przez Karzaja w celu wynegocjowania porozumienia pokojowego z talibami. Sęk w tym, że akurat z wysłannikami prezydenta dotąd nie chcieli oni rozmawiać i wcale nie jest jasne, czy zmienili zdanie.
Próby rokowań zaczęły się dwa lata temu i załamały się właśnie dlatego, że Waszyngton parł, by centralną ich postacią był Karzaj. Gdy w ubiegłym roku pojawiła się szansa na nowe otwarcie, prezydent odmówił rozmów i niespodziewanie oskarżył talibów i Amerykanów o to, że spiskują za jego plecami. – Te negocjacje już dawno zmieniły się w bezpardonową walkę o to, kto i jakie będzie miał wpływy po wycofaniu zachodnich wojsk z Afganistanu – mówi „Rz" Sandżar Soahil, wydawca afgańskiego niezależnego dziennika „Hasht-e-Sobh". Jego zdaniem taliban na razie wciąż jest jednak zbyt słaby, by przejąć władzę.
„Zamiast sekwencyjnego harmonogramu zawierającego priorytety pojednania i podstawowe reformy, którym towarzyszą wielostronne wysiłki mediacyjne, afgański rząd i jego zachodni sojusznicy przyjęli bazarowe podejście do negocjacji" – napisano w raporcie think tanku International Crisis Group. Eksperci tej organizacji uważają, że skrajnie niebezpiecznym posunięciem rządu w Kabulu jest zapraszanie do dialogu nie tylko talibów, ale równie radykalnych jak oni organizacji Hizb-e-Islami czy siatki Hakkaniego.