Rz: Którą z nierówności traktuje pan jako groźniejszą – tę pojawiającą się między członkami społeczeństwa, czy tę pomiędzy biednymi a bogatymi państwami i regionami świata?
Muhammad Yunus:
Obie są niebezpieczne. Obserwując jednak rozwój cywilizacji, widzę, że mamy możliwość dania ludziom szansy i pokonania podziałów – zarówno pomiędzy biednymi i wykluczonymi członkami poszczególnych społeczeństw a ich majętnymi współobywatelami, jak i tych pomiędzy państwami nazywanymi umownie rozwijającymi się i rozwiniętymi. W końcu wszyscy ludzie rodzą się równi. Nikt nie jest z natury predestynowany do życia w nędzy, a większość najbiedniejszych ludzi na ziemi nie jest winna swojej biedy.
Jest pan optymistą, ale choćby w pana ojczyźnie, Bangladeszu, widać proces agresywnej industrializacji, w trakcie której troska o najsłabszych członków społeczeństwa schodzi na dalszy plan. Doskonale ilustrują to choćby tragiczne katastrofy w fabrykach tekstylnych.
Taka jest istota kapitalizmu. Proszę spojrzeć na historię gospodarczą Europy – jeszcze kilka dekad temu w wielu miejscach panowały relacje pomiędzy kapitałem a światem pracy, bardzo podobne do tych obserwowanych dziś w państwach rozwijających się. Nie usprawiedliwiam bezwzględności części przedsiębiorców, ale tak po prostu funkcjonuje kapitalizm.