Śledczy tłumaczą, że do rozmowy z mężczyzną chcą się dobrze przygotować. - Potrzebny jest czas na analizę zebranych dowodów, przeanalizowanie zapisu monitoringu. To bardzo ważne, bo relacje świadków są różne - mówią RMF.
Śledczy podkreślają, że muszą też ustalić, czy na przejściu dla pieszych było więcej osób. Jeśli tak, to mężczyzna może usłyszeć zarzut bezpośredniego stworzenia zagrożenia katastrofy w ruchu lądowym. Może mu wtedy grozić do 15 lat więzienia.
W czasie jazdy zdążył prawie opróżnić dwie butelki z alkoholem. Doniesienia o tym, że mężczyzna mógł pić w pracy pojawiły się już w poniedziałek, wkrótce po tragicznym wypadku. Wiele wskazuje na to, że 34-latek przyszedł do pracy trzeźwy.