Po 12 latach zakończył pan swój romans z Platformą Obywatelską. Nie jest panu żal?
Kiedy odmówiłem głosowania za wotum zaufania dla premiera Donalda Tuska, innego wyjścia nie miałem. Zresztą, to nie jest ta sama partia, do której wstępowałem. W terenie trzymają się jej ludzie, którzy mają w tym osobisty interes. Nie wiążą ich ani idee, ani cele, tylko posady.
Wszedł pan do Sejmu zaledwie trzy tygodnie temu za Dariusza Rosatiego, który zdobył euromandat, i już pan zmienił barwy klubowe. Ekspresowe tempo.
To prawda. To jest moja piąta kadencja parlamentarna i nigdy nie byłem posłem niezależnym. Wchodząc do Sejmu, liczyłem na to, że uda mi się wdrożyć pewne zmiany, np. w systemie kształcenia oficerów wojska, bo przez ostatnie lata przygotowywałem projekty reform w tej sprawie. Ale po aferze podsłuchowej jestem pewien, że trwanie tego rządu jest szkodliwe dla kraju, bo powoduje marazm i niewdrażanie potrzebnych rozwiązań. Nie podoba mi się też takie dokręcanie śruby posłom i zmuszanie ich do określonych zachowań.
Chodzi panu o głosowanie nad wotum zaufania?