Ukraińscy wojskowi próbują znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego doszło do militarnej klęski na wschodzie kraju. Większość wskazuje, że oddziały biorące udział w walkach w Donbasie nie były przygotowane do starcia z regularną armią rosyjską, wspartą czołgami i artylerią. Inni jednak domagają się dymisji dowództwa armii, zarzucając generałom nieudolność, a nawet zdradę.
„Do naszego domu wdarła się wielka wojna, jakiej Europa nie widziała od czasu drugiej wojny światowej. Musimy jak najszybciej zbudować obronę przed Rosją, która nie tylko chce umocnić się na terenach zajmowanych dotąd przez terrorystów [donbaskich separatystów], ale i prowadzić atak na nowe części Ukrainy" – napisał na Facebooku ukraiński minister obrony Walerij Heletej.
Jego wpis przyjęto jako próbę usprawiedliwienia się, minister jest najczęściej wskazywany jako winowajca przegranej. Żądania jego dymisji nasiliły się po opuszczeniu w poniedziałek przez ukraińskie oddziały pozycji na południe od Ługańska, w tym tamtejszego lotniska. Prawdopodobnie dowódcy uznali, że nie należy ryzykować kolejnego okrążenia, jak pod Iłowajskiem. Jednak wycofanie się z terenów zdobywanych z trudem przez ostatni miesiąc wywołało rozgoryczenie i kolejną falę krytyki.
– Podejmowane są decyzje w sprawie przeformatowania operacji antyterrorystycznej (oficjalna nazwa działań ukraińskich wojsk na wschodzie kraju). Niektórzy mówią, że to już nie ten format, ale decyzji jeszcze nie podjęto – powiedział z kolei przedstawiciel dowództwa „operacji antyterrorystycznej" Andrij Łysenko. Jego sceptycyzm podzielają analitycy wojskowi wskazujący na to, że kraj nie ma już rezerw; przede wszystkim brakuje nowoczesnej broni.
Nie licząc już na pomoc NATO, Kijów próbuje się porozumieć z poszczególnymi krajami sojuszu i kupić u nich uzbrojenie. Jednocześnie prezydent Petro Poroszenko zwołał we wtorek posiedzenie ukraińskiego sztabu generalnego, na którym urządził awanturę generałom. Okazało się, że armia ma na zakupy sprzętu około miliarda dolarów. Pieniędzy jednak nie wydaje, bo nie jest w stanie przełamać biurokratycznego bezwładu. Jednocześnie jednostki wojskowe, które wydostały się z okrążenia pod Iłowajskiem, straciły całą ciężką broń i nie mogą dostać nowej. – To są szczyty niekompetencji i cynizmu. Cudów nie ma, z wrogiem musi walczyć dobrze działająca wojenna machina – podsumowuje kijowski analityk Jurij Butusow.