Bronisław Komorowski postanowił być zaprzeczeniem swojego poprzednika. Tak odczytał mandat otrzymany w wyborach 2010 r. Skoro Lech Kaczyński chciał narzucić swoją strategię w najważniejszym obszarze polityki zagranicznej, relacjach z UE, toczył z premierem „walkę o krzesło" na posiedzeniach Rady Europejskiej i miesiącami ociągał się z podpisaniem traktatu lizbońskiego, nowy prezydent postanowił oddać rządowi inicjatywę w Brukseli. Zrobił to tym chętniej, że gdy wprowadzał się do pałacu przy Krakowskim Przedmieściu, Radosław Sikorski od trzech lat kierował MSZ i dawno nakreślił nowy, postpisowski kierunek polityki wobec Unii.