Pensylwania z jej aż 19 głosami elektorskimi, co daje jej wysokie piąte miejsce w tym osobliwym rankingu stanów, ma wybrać prezydenta Stanów Zjednoczonych. I tym samym przesądzić o losie Ameryki, ale i świata: Europy, Azji, najoczywiściej Ukrainy, i w jakimś sensie także Polski przecież.
I wygląda na to, że mieszkańcy stanu w to ostatecznie uwierzyli. Zdaje się w każdym razie, że uwierzyli w to zwolennicy Trumpa. Wyborcy liberalni są bardziej sceptyczni, jak to zresztą jajogłowi: przyjmują do wiadomości taką możliwość, ale ich ona wcale nie cieszy. Wątpią zarówno w sprawiedliwość takiego systemu, jak i własną sprawczość. Po nikim tak jak po moich amerykańskich znajomych nie widać tego, że wątpienie jest pierwotną dyspozycją inteligencji jako klasy społecznej. To oni właśnie, amerykańscy intelektualiści, są prawdziwym, wielkim mitycznym „wahliwym stanem”. Kto mógłby pomyśleć, że po ten deficytowy już u nas towar trzeba będzie mi jeździć do Ameryki?