Na około 15 mln spraw wpływających rocznie do naszych sądów tylko kilka tysięcy kończy się zawarciem ugody poprzedzonej mediacjami. Tymczasem w USA taki finał ma około 98 proc. spraw.
Taka sytuacja to – zdaniem samych mediatorów – efekt przede wszystkim nieznajomości tej instytucji. Wprawdzie już w 2005 r. wprowadzono do kodeksu postępowania cywilnego przepisy o postępowaniu pojednawczym i mediacji, ale w 2013 r. sądy cywilne skierowały na tę drogę zaledwie 3,2 tys. spraw. Jak jednak zauważa wiceprezes Polskiego Centrum Mediacji Magdalena Grudziecka, na ukształtowanie nawyków polubownego rozwiązywania sporów potrzeba wielu lat. Nawet jeśli mediacje nie przynoszą ugody sądowej czy pozasądowej, to mogą przyspieszyć i ułatwić rozpatrzenie sprawy przez sąd. – Naszą rolą jest wsparcie stron w nawiązaniu kontaktu i przedstawieniu swoich racji. To zwykle pomaga oczyścić spór z emocji. W rezultacie na sali sądowej jest już tylko spór merytoryczny, a to ułatwia sędziom rozstrzygnięcie – wyjaśnia Magdalena Grudziecka.
Udział mediatora pomaga rozwiązać sprawy, w których przyczyną są bardziej ludzkie emocje niż naruszenia prawa.
– Widać to szczególnie w sferze prawa pracy, gdzie relacje szefa i podwładnego bywają właśnie nacechowane emocjami – zauważa adwokat Joanna Jasiewicz z Centrum Mediacyjnego przy Naczelnej Radzie Adwokackiej. Dodaje, że sądu nie interesują ludzkie odczucia, poczucie pokrzywdzenia i poszukiwanie satysfakcji z tym związanej, ale raczej fakty i paragrafy. – Przepisy prawa ze swej natury są sztywne i przewidują rozstrzygnięcie kwestii, nie zaś rozwiązanie emocjonalnie akceptowalne – dodaje Joanna Jasiewicz.
Z tych właśnie powodów mediatorzy często nie są prawnikami.