Jeszcze do niedawna akt urodzenia czy małżeństwa niezbędny do przeprowadzenia sprawy spadkowej, rozwodowej czy o alimenty można było dostać od ręki. Teraz ustawodawca każe czekać siedem dni (gdy akt został sporządzony w tym samym urzędzie) lub dziesięć dni (gdy chodzi o inny urząd niż ten, w którym składamy wniosek). To efekt zmian w przepisach. Od 1 marca o akt urodzenia możemy poprosić w dowolnym urzędzie stanu cywilnego w całym kraju, a nie tylko tam, gdzie się urodziliśmy.
Urzędy nie radzą sobie jednak z wdrożeniem nowego, scentralizowanego systemu rejestracji stanu cywilnego i nie dotrzymują terminów.
Wystarczył kwadrans
W Krakowie, Warszawie czy Wrocławiu na odpis aktu urodzenia czy małżeństwa trzeba czekać dłużej, niż mówi ustawa. Warszawska urzędniczka, zapytana, ile potrwa wydanie odpisu aktu urodzenia sporządzonego w Białej Podlaskiej, odpowiada bez wahania: trzy tygodnie.
Informacje te potwierdza Bartosz Milczarczyk, rzecznik prasowy UM Warszawy. – Faktycznie kolejki się wydłużyły – mówi. – Powód to lawinowy wzrost liczby wniosków o odpisy. Przed 1 marca br. było ich średnio 500 dziennie, teraz nawet 1,5 tys.
– Jeśli ktoś przeniósł się do dużego miasta, łatwiej mu załatwiać sprawy urzędowe tam, a nie u siebie – komentuje Paweł Bogdański, zastępca kierownika USC w Kołobrzegu. I dodaje, że choć w Kołobrzegu mieszkańcy czekają krócej, niż wskazuje ustawa, to i tak są zdenerwowani, bo muszą do urzędu przychodzić dwa razy. – Dlatego najpierw obsługujemy naszych mieszkańców, a dopiero później załatwiamy wnioski z innych USC o migrację aktów – dodaje.