Prawo pozwala sądowi otworzyć dla publiczności posiedzenia dotyczące protestów wyborczych, choć dotychczasowa praktyka była inna. Publika była obecna tylko na ogłoszeniu werdyktu.
Przypomnijmy choćby głośną, acz nieskuteczną akcję protestów w sprawie w 1995 r., po zwycięstwie w wyborach prezydenckich Aleksandra Kwaśniewskiego nad Lechem Wałęsą, kiedy Sąd Najwyższy stosunkiem głosów 12:5 uznał, że myląca nieco informacja zwycięzcy, iż ma on wyższe wykształcenie, nie mogła jednak wpłynąć na wynik wyborów.
Mogą być otwarte
Trzyosobowy skład orzekający SN nie musi upublicznić posiedzenia w sprawie protestu wyborczego, ale może to uczynić. Dlaczego nie musi, jeśli zasadą jest jawność rozpraw?
Dlatego że kodeks wyborczy podobnie jak wcześniej ordynacja wyborcza do Sejmu i Senatu stanowi, iż protest wyborczy jest rozpatrywany w cywilnym trybie nieprocesowym, starym i już dokładnie prawnie ugruntowanym. W tych sprawach wyznaczenie rozprawy (czyli jawnego dla wszystkich posiedzenia) zależy od uznania sądu. Mimo niejawnego posiedzenia (czyli orzekania niejako w ciszy gabinetu) sąd może wysłuchać uczestników lub zażądać od nich oświadczeń na piśmie (przy protestach uczestnikami są wnoszący protest, przewodniczący właściwej komisji wyborczej lub jego zastępca, w praktyce szef PKW i prokurator generalny).
Jest jednak jeszcze jeden przepis, art. 148 § 2 k.p.c., który pozwala sądowi skierować sprawę na rozprawę. Nie ma więc przeszkód, by posiedzenia sądowe dotyczące protestów wyborczych były otwarte dla publiczności.