Nie mamy dziś w Polsce jednego modelu rodziny. Coraz częściej pojawiają się np. rodziny patchworkowe, należą do nich rodzice i dzieci z rozbitych wcześniej małżeństw. Tymczasem kodeks rodzinny i opiekuńczy, pochodzący z lat 60. XX wieku, został skrojony tylko pod jeden, tradycyjny model. Widać to choćby w przepisach zakazujących orzeczenia rozwodu ze względu na zasady współżycia społecznego. To anachronizm. Dziś w społeczeństwie jest raczej przyzwolenie na rozwód niż na uporczywe kontynuowanie związku, w którym małżonkowie są skłóceni, a dzieci na tym cierpią.
Chyba wiele polskich małżeństw woli mimo wszystko pozostawać razem.
Są miejsca w Polsce, w których rozwód spotyka się z silnym ostracyzmem społecznym. Ale i to może się zmienić. W pewnym powiecie niedaleko Nowego Sącza do niedawna w ogóle nie było rozwodów. Kto chciał się rozwieść – wyjeżdżał na zawsze, bo miałby różne kłopoty z sąsiadami. W takim niby wysoce moralnym środowisku kilka lat temu doszło do afery finansowej. Otóż pewna kasjerka bankowa, dobrze znana w okolicy, założyła prywatną działalność inwestycyjną, obiecując klientom wysokie oprocentowanie lokat. Okazało się, że była to najzwyklejsza piramida finansowa. Owa pani uciekła z pieniędzmi klientów za granicę i do dziś jej nie złapano. Potem przez ten powiat przeszła wielka fala rozwodów. Przy okazji afery wyszło na jaw, że wielu ludzi wpłaciło tej pani pieniądze, nie informując o tym małżonków albo wyciągając zaskórniaki, do których też się wcześniej nie przyznawali. Trwałość rodzin okazała się fikcją.
Kodeks rodzinny nie jest tak restrykcyjny jak normy społeczne w tym powiecie przed aferą. Dopuszcza przecież rozwody. To w czym problem?
W interpretowaniu kodeksu przez sądy. Wciąż dominuje tam stereotypowe myślenie. Sędziowie okazali się nawet bardziej konserwatywni niż kodeks. Na przykład przez wiele lat niemal z automatu przyznawano matce prawo do opieki nad dziećmi po rozwodzie, i to niezależnie od jej sytuacji materialnej czy zdrowia psychicznego. Po prostu dominowało przekonanie, że ojciec nie jest od tego, żeby się zajmować dzieckiem i że matka na pewno zrobi to lepiej. To się zaczęło zmieniać, zwłaszcza gdy pojawiło się młodsze pokolenie sędziów. To z kolei doprowadziło do sytuacji, w której orzecznictwo zupełnie się rozjechało. Można dostać w podobnym stanie faktycznym zupełnie różne wyroki, w zależności od tego, kto orzeka. A przyczyną jest to, że spory rodzinne stają się niezwykle zażarte – bo skoro nie wiadomo, jaki może być wynik, to opłaca się bić o wszystko, a nie ustępować i iść na ugodę.
Mogę sobie wyobrazić zimną krew stron sporu gospodarczego nawet w trudnych sprawach, ale przecież w sprawach rodzinnych często rządzą emocje.