Ekspansywna chińska kancelaria Yingke działa od dziesięciu lat. Jest niewiele młodsza od tamtejszego rynku usług prawniczych.
W pogoni za Zachodem
Aby dziś w Chinach wykonywać zawód prawnika usługowego, sędziego, prokuratora, notariusza, trzeba zdać państwowy egzamin organizowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Obowiązuje on od połowy lat 80. W 2002 r. został zunifikowany. Ze statystyk wynika, że próbowało go zdać 2,4 mln osób. Udało się to ok. 440 tys. (18 proc.). Praktykujących prawników jest w Chinach ok. 220 tys.
Po zdaniu egzaminu należy jeszcze odbyć roczne szkolenie w lokalnym stowarzyszeniu prawniczym (aplikację) albo praktykę w firmie prawniczej. Na końcu zdaje się kolejny egzamin, potem licencję przyznaje stowarzyszenie prawnicze.
– O prawie, sądach i prawnikach w Chinach można mówić dopiero od czasu reform Deng Xiaopinga na przełomie lat 70. i 80. XX w. – mówi prof. Krzysztof Gawlikowski, dyrektor Centrum Cywilizacji Azji Wschodniej SWPS. – Wcześniej te instytucje praktycznie nie były tam znane. Wyroki wydawali sekretarze partii, a wcześniej, przed czasami komunistycznymi – władze rodowe. W ostatnich latach gigantyczny rozwój gospodarczy przyniósł także erupcję prawa i prawników, których wielu wróciło z Zachodu, oraz zachowań prawnych w znaczeniu zachodnim.
– Jeśli autobus potrąci na ulicy Pekinu cztery osoby, to trzy pobiegną do lekarza po obdukcję, by starać się o odszkodowanie – obrazuje prof. Gawlikowski. – Są to więc dopiero początki kultury prawnej w zachodnim znaczeniu, ale ten kierunek przemian wydaje się przesądzony.