Szczyt szefów państw i rządów Unii Europejskiej 13 i 14 grudnia, a także poprzedzające go spotkanie ministrów finansów jest znaczącym krokiem w kierunku uzupełnienia architektury strefy euro. Ale nie spełnia oczekiwań, jakie w nim pokładano.
Systemowe rozwiązanie
Zacznijmy od unii bankowej. Kiedy zdecydowano o jej stworzeniu 29 czerwca, rynki słusznie zinterpretowały ten projekt, jak znak, że ocena kryzysu euro przez europejskich przywódców się zmieniła się. Do tamtego momentu zachowywali się oni tak, jakby wierzyli, że proste zaostrzenie istniejących reguł budżetowych wystarczy do budowania zaufania do euro. W czerwcu jednak uznali, że wstrzymanie przepływów finansowych w strefie euro ma głębsze przyczyny. I unia bankowa została pomyślana jako pierwszy komponent systemowej odpowiedzi na systemowy problem.
Razem z ogłoszonym przez Europejski Bank Centralny nowym programem zakupu obligacji miała służyć przekonaniu rynków, że najgorsze nie musi się wydarzyć.
Jednolity nadzór
Ministrowie finansów uzgodnili teraz pierwszy krok w kierunku unii bankowej: stworzenie mechanizmu jednolitego nadzoru (ang. Single Supervisory Mechanism – SSM).
Osiągnięty kompromis wydaje się dobry. Europejski Bank Centralny będzie miał silną pozycję i będzie odpowiadał w całości za funkcjonowanie SSM. Będzie bezpośrednio nadzorował banki, ale w zróżnicowany sposób, zależnie od ich wielkości.