Jasny sygnał dla Brukseli

Prezydent i rząd debatowali nad przyjęciem euro. Nie podali konkretnej daty. Bo celem była sama debata

Aktualizacja: 27.02.2013 08:27 Publikacja: 26.02.2013 18:57

Bronisław Komorowski zwołał Radę Gabinetową po raz pierwszy od niemal dwóch lat. W 2011 r. tematem był stan przygotowań do polskiej prezydencji. Wczoraj rząd pod przewodnictwem prezydenta debatował nad wstąpieniem do strefy euro. Konkretne ustalenia nie zapadły. Prawdziwym celem było bowiem wysłanie sygnałów do eurokratów i polskiej opinii publicznej.

Po posiedzeniu prezydent powściągał polityków lewicy, którzy euro widzieliby w Polsce już w 2014 roku.

– Niekorzystne jest mnożenie cudownych sposobów na wejście do strefy euro, bez uwzględnienia dobra opinii publicznej i problemów polskiej gospodarki, tylko w celu umocnienia pozycji politycznej naszego kraju – podkreślał. Dodał, że decyzja w tej sprawie powinna zapaść po wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2015 roku.

Tusk: bezpieczeństwo jest najważniejsze

W podobnym tonie wypowiadał się premier Donald Tusk: – Polska idzie do strefy euro w sposób stonowany i stanowczy. Metą ma być pełne bezpieczeństwo państwa polskiego i każdego obywatela.

Zdaniem prezydenta i premiera Polska powinna obecnie skupić się na poprawie parametrów gospodarczych. Premier za priorytet uznał obniżenie deficytu budżetowego, choć wśród koniecznych reform ekonomiści wymieniają także stworzenie bardziej elastycznego prawa pracy oraz mechanizmów ostrożnościowych, zapobiegających np. boomom kredytowym, gdy po wejściu do strefy euro spadną stopy procentowe.

Argumenty użyte na konferencji prasowej po posiedzeniu Rady Gabinetowej były wykorzystane już tydzień temu podczas debaty nad paktem fiskalnym z ubiegłego tygodnia w Sejmie, która miejscami przeradzała się w dyskusję na temat wspólnej waluty. Wtedy premier też wylewał kubły zimnej wody na rozgrzane głowy polityków lewicy. Nazwał też „hazardzistami" tych, którzy wieszczą rozpad eurostrefy.

Po Radzie Gabinetowej prezydent zapowiedział, że to nie koniec konsultacji. Wyjaśnił, że ma zamiar spotkać się z prezesem NBP Markiem Belką i członkami Rady Polityki Pieniężnej.

Powód? – Trwają prace nad unią bankową, która ma zawierać możliwość uczestnictwa w niej krajów spoza strefy euro. Tworzone są zarysy budżetu własnego eurostrefy, odrębnego od budżetu UE. Trzeba już dziś rozstrzygnąć, czy Polska powinna uczestniczyć w tych otwartych możliwościach – tłumaczy europoseł PO Jacek Saryusz-Wolski.

Niezależni eksperci twierdzą jednak, że za zwołaniem Rady Gabinetowej stały w dużej mierze cele polityczne. Marek Rozkrut, główny ekonomista Ernst & Young, uważa, że celem było wysłanie jasnego sygnału do technokratów w Brukseli. – Zwołanie rady pokazało, że Polska jest krajem wspierającym proces integracji europejskiej, nawet w kryzysie, gdy szerzy się eurosceptycyzm. Sygnał ze strony nowego kraju członkowskiego, że strefa euro jest jego celem, wzmacnia nas na arenie międzynarodowej – tłumaczy.

Eksperci strategię polskich władz nazywają trzymaniem nogi w drzwiach. Nie jesteśmy w strefie euro, ale chcemy mieć prawo głosu w jej gremiach decyzyjnych, bo tam teraz przesądza się przyszłość UE.

Europoseł PiS Konrad Szymański dostrzega różnice między Tuskiem a Komorowskim. – Wypowiedź prezydenta zabrzmiała tak, jakby był ostrożniejszy niż rząd – zauważa. – A jeśli celem było też wysłanie sygnału do Brukseli, był to błąd. Tam nikogo nie obchodzi, że ktoś spieszy się do eurostrefy, a urzędnicy są zajęci innymi problemami – uważa.

Przyczółek przed wyborami

Specjalista w dziedzinie marketingu politycznego dr Norbert Maliszewski przekonuje z kolei, że Rada Gabinetowa była korzystna dla samej PO z punktu widzenia polityki wewnętrznej. – Szybka perspektywa wejścia do eurostrefy działa obecnie na wyborców jak płachta na byka. Jednak przed kolejnymi wyborami może się okazać, że prezydent i premier zbudowali sobie dobry przyczółek. W najbliższych latach Polska zacznie bowiem wydawać środki unijne, a strefa euro prawdopodobnie odbije się od dna, co już teraz wieszczą ekonomiści – mówi.

Na razie z sondaży wynika, że wstąpieniu do strefy euro sprzeciwia się około 60 proc. Polaków. Przyjęcie wspólnej waluty jest obecnie niemożliwe nie tylko z powodu niespełniania przez Polskę gospodarczych kryteriów z traktatu z Maastricht, ale również z uwagi na rozkład głosów w Sejmie. Do zmiany konstytucji potrzeba dwóch trzecich głosów, a wobec przyjęcia euro sceptyczne jest PiS.

Przyjmiemy wspólną walutę najwcześniej w 2019 r.

Jakub Borowski, członek Rady Gospodarczej przy premierze

Przesunięcie decyzji o przyjęciu przez Polskę euro do 2015 r. to gra na czas?

Jakub Borowski: To naturalna konsekwencja kalendarza politycznego. Aby rozpocząć procedurę wejścia do strefy euro, musimy mieć pewność, że uda się dostosować polskie prawo do wymogów postawionych nam przez Komisję Europejską. W tej chwili jedyna rzecz, którą można i trzeba robić, to systematycznie działać na rzecz poprawy bilansu korzyści i kosztów przyjęcia wspólnej waluty.

Czy to koniec debaty o euro?

Debata będzie trwać przez najbliższe lata. Nasze wejście do strefy euro nie zależy tylko od sytuacji politycznej u nas, ale przede wszystkim od sytuacji w eurolandzie. Chodzi o to, czy gospodarka strefy euro powróci na ścieżkę wzrostu PKB w okolicach 2 proc. i czy będzie temu towarzyszyć początek spadku długu krajów w relacji do PKB. Jeśli zaobserwujemy to w ciągu kolejnych trzech lat, to pod koniec 2015 r. można i powinno się rozważyć wejście Polski do strefy euro. Najwcześniejszy możliwy termin przyjęcia euro przez Polskę to rok 2019.

Co powinniśmy robić do tego czasu?

Obniżać relację deficytu sektora finansów publicznych do PKB, tak aby w 2015 r. osiągnąć stawiany sobie przez rząd cel 1 proc. deficytu do PKB. Kluczowy dla przyjęcia euro jest rynek pracy. Musi szybciej odzyskiwać równowagę po ewentualnych wstrząsach, które mogą dotknąć naszą gospodarkę po przyjęciu euro. Nie można wykluczyć sytuacji, w której w przyszłości spowolnienie wzrostu gospodarczego będzie głębsze w Polsce niż w strefie euro. Powinniśmy przeanalizować doświadczenia krajów, w których pojawiły się bańki na rynku nieruchomości. Trzeba zadać pytanie: dlaczego działania nadzorcze okazały się tam nieskuteczne? Czy polski nadzór bankowy będzie w stanie ograniczać akcję kredytową wtedy, kiedy będzie to konieczne? Należy rozważyć ponowne przejęcie działań nadzorczych nad systemem finansowym przez bank centralny.

Ubezpieczenia
PZU z nową strategią. W niej sprzedaż Aliora do Pekao, wzrost zysku i dywidendy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ubezpieczenia
Artur Olech, prezes PZU. O zbrodniach przeszłości i planie na przyszłość
Ubezpieczenia
PZU zaskoczyło na plus wynikami. Kurs mocno w górę
Ubezpieczenia
Solidne wyniki PZU mimo powodzi. Niebawem nowa strategia
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ubezpieczenia
Mało chętnych na Europejską Emeryturę