Bo z COVID-19 przewoźnicy i pasażerowie właściwie się uporali. I w pewnym sensie także z kosztami paliwa, które najdroższe było w czerwcu 2023. W tej chwili trzeba za nie zapłacić o jedną trzecią drożej niż przed pandemią.
Kilka dni temu Ben Smith, prezes Air France KLM powiedział, że omijanie terytorium Rosji w rejsach do Azji właściwie jest ulgą dla obu jego linii, bo nie muszą płacić Rosjanom za tranzyt nad Syberią. W podobnej sytuacji są także British Airways, dla których omijanie Rosji kosztuje, ale nie jest to jeszcze katastrofa. Inaczej jest w sytuacji SAS, Finnaira i LOT-u. Według wyliczeń ekspertów najwięcej traci Finnair, bo czas przelotu wydłużył się aż o 40 proc., dla LOTu jest to ok 35 proc., dla BA już „tylko” 20 proc. Te dłuższe rejsy kosztują znacznie więcej, nie tylko z powodu spalania większej ilości paliwa, ale i wydłużonej pracy załóg i serwisowania samolotów, które są mocnej eksploatowane. Nie mówiąc już o tym, jakie znaczenie ma to dla zwiększenia emisji CO2.
Tych kłopotów nie mają linie chińskie, które lecą nad Syberią bez jakichkolwiek ograniczeń. Eksperci wyliczyli, że porównując rejsy Air France i Air China na trasie Paryż- Szanghaj takim samym samolotem, czyli Boeingiem 777, samo paliwo kosztuje Francuzów o 15,65 tys. dol. więcej, niż płacą za nie Chińczycy.
Nieoczekiwanym negatywnym skutkiem dla europejskich przewoźników jest także groźba utraty przydzielonych im wcześniej działek czasowych na straty i lądowania (slotów). A jest tak, że skoro mają je przyznane, muszą z nich skorzystać. Jeśli więc Europejczycy nie są w stanie dolecieć we wcześniej przydzielonym czasie, to grozi im, że swoje działki utracą. Problem z wykorzystaniem slotów nie jest nowy. Lotniska domagały się od przewoźników korzystania z nich (czytaj płacenia) także podczas pandemii. Wtedy porty odstąpiły od tych roszczeń.
- Kiedy po pandemii zaczęli odbudowywać trasy, linie lotnicze stanęły przed problemem z zamkniętą przestrzenią powietrzną. Czyli sytuacją, z którą miały do czynienia w znacznie mniejszym stopniu podczas wojny w Zatoce. Dla Finnaira, czy przewoźników japońskich oznacza to wydłużenie rejsów o 3-4 godziny. Inne linie już latają „górą” dookoła świata i tak sobie radzą - komentuje Lara Maughan, szefowa Worldwide Airport Slots w IATA.