Po szczycie pandemii COVID-19 chcemy podróżować bezpiecznie i bez nieprzyjemnych przygód. Może się to jednak okazać trudne. Nadal są korki na dużych lotniskach przesiadkowych. Linie lotnicze muszą zmieniać trasy w przelotach i to nie tylko omijając Ukrainę czy przestrzeń rosyjską, ale np. także muszą liczyć się, że i niebo nad Morzem Śródziemnym może być miejscami zamknięte. Mogą też pojawić się zagrożenia zupełnie nieoczekiwane, jak zagrożenie spadnięciem na ziemię szczątków chińskiej rakiety, co sparaliżowało ostatnio ruch na lotniskach południowej Hiszpanii. Ostatecznie lot Wizz Aira z Barcelony do Cluj Napoki był opóźniony w ostatni piątek o 3 godziny, podobnie Ryanair do Wiednia, Swissa do Zurychu i Iberii do Madrytu oraz Vuelinga do Florencji. Cztery godziny później, niż wynikało to z czasu rozkładowego odleciał TAP do Lizbony. Największa niespodzianka czekała jednak pasażerów lotu Vuelinga z Tel Awiwu, bo zamiast w Barcelonie wylądowali w Rzymie. Operująca hiszpańskimi lotniskami Aena poinformowała w ostatnią sobotę, że z powodu zagrożenia zderzeniem samolotów z szczątkami rakiem 300 lotów zostało odwołanych w 46. portach, czyli 15 proc. wszystkich połączeń zaplanowanych na ten dzień. Prawie wszystkie były opóźnione. Takim zmianom w planach podróży nie są winne linie lotnicze, więc pasażerom nie należą się jakiekolwiek odszkodowania.