Koncern musiał w maju zwolnić rytm produkcji B737 MAX, bo zabrakło jednolitego typu złącza okablowania, a niektórzy klienci anulowali część lotów, bo nie mieli obsady kadrowej, gdy pojawiło się zainteresowanie lotami. — Z zadziwiającą prędkością doszło do przesunięcia problemów dotyczących popytu na problemy związane z zapatrzeniem — powiedział prezes David Calhoun na forum ekonomicznym Bloomberga w Katarze.

Boeing ma ogromny, skomplikowany łańcuch dostawców mocno zależnych od terminów otrzymywania podzespołów. — To był naprawdę poważny problem dla tych producentów i moim zdaniem utrzyma się do końca przyszłego roku. Dostawcy średniego szczebla i ich kooperanci najbardziej odczują brak siły roboczej — dodał.

Na razie koncernowi udało się usunąć jedną przeszkodę w produkcji B737 MAX, aby dojść do planowanej liczby 31 maszyn miesięcznie w fabryce w Renton pod Seattle. — Zwiększymy tempo do 31 sztuk co miesiąc. Chyba dojdziemy do tego w tym roku — powiedział dziennikarzom podczas zwiedzania zakładu szef handlowy programu B737, Dennis Eng. — Zależy to od odpowiedniej liczby przeszkolonych pracowników i podzespołów dostarczanych na czas. Na razie mamy potrzebne części — dodał w relacji dziennika „La Tribune”.

Prezes Calhoun powiedział przy innej okazji, że popyt na samoloty jest znów solidny jak kiedyś. Jego zdaniem, to nie chwilowa bańka, powinien nadal rosnąć. Szef działu samolotów cywilnych BCA, Stan Deal powiedział z kolei z Aviation Club UK w Londynie, że popyt na samoloty szerokokadłubowe, także towarowe ożywił się i zbliża się do dużego popytu tych mniejszych maszyn. — Nagle doszło od głębokiego spowolnienia do dużego przyspieszenia. To zaczęło się w Stanach, potem pojawiło się na Bliskim Wschodzie i nawet w Europie — cytuje go Reuter. Następnym wyzwaniem będzie elastyczność łańcucha dostaw.