Amerykańska aplikacja, łącząca kierowców z pasażerami, blokowana i zakazywana w wielu miastach na świecie, dostała od polskiego rządu zielone światło do rozwoju w naszym kraju. – Ten sektor (taksówkarski – red.) musi sobie z konkurencją Ubera radzić. Ciężko jest ograniczać taką działalność czy ją eliminować – deklaruje Kazimierz Smoliński, wiceminister infrastruktury.
Słowa te ucieszyły przedstawicieli amerykańskiej firmy. – Są zbieżne z zaleceniami Komisji Europejskiej. Odbieramy je jako pozytywny sygnał dla rynku. Nowe technologie i nowe modele biznesowe na stałe zagościły już w transporcie. Cieszy, że ministerstwo dostrzega ten trend i konieczność wspierania rynkowej konkurencji – komentuje Kacper Winiarczyk, dyrektor generalny Ubera w Polsce.
Wiceminister Smoliński nie ukrywa jednak, że deregulacja rynku taksówkarskiego w Polsce poszła zbyt daleko, ale jego zdaniem jest zbyt późno, by to odwrócić. – Jesteśmy najbardziej liberalnym rynkiem taksówkowym w Europie – podkreśla.
Do deregulacji doprowadził kilka lat temu ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, a obecnie wicepremier i szef resortu nauki. I to on dziś wyciąga rękę do amerykańskiego koncernu. Właśnie zaprosił do Polski wiceszefa Ubera Davida Plouffe,a. Spotkają się w środę w Krakowie.
Taksówkarze są oburzeni i zaskoczeni, bo od kwietnia prowadzą rozmowy z Ministerstwem Infrastruktury o wprowadzeniu rozwiązań, które w praktyce zablokowałyby konkurenta. Argumentują, że wozi on pasażerów już w dziewięciu polskich miastach bez stosownej licencji i odpowiedniego oznakowania. Na regulacje zakazujące Ubera jednak nie mają co liczyć. Nie składają mimo to broni. – Uber czerpie zyski z nielegalnej działalności. Domagamy się tylko egzekwowania prawa – apeluje szef jednego z taksówkarskich związków, który prosi o anonimowość.