Poselski projekt zakładający wzrost opłaty paliwowej o 20–25 gr od litra przełoży się na wzrost kosztów transportu, szacowany na 1–1,5 eurocenta za wozokilometr. Przy stawkach, które na niektórych kierunkach spadły do 65 eurocentów za wozokilometr, oznacza to ponaddwuprocentowy wzrost kosztów.
– Nadpodaż usług transportowych powoduje pracę na bardzo niskiej marży. Dosłownie każdy grosz może decydować o nieopłacalności przewozu – podkreśla prezes związku pracodawców Transport Logistyka Polska Maciej Wroński. Jeżeli uwzględnimy nie najlepszą kondycję polskiego transportu międzynarodowego, w który uderzyły m.in. zagraniczne regulacje dotyczące płacy minimalnej czy inne protekcjonistyczne działania państw zachodniej Europy, to jesteśmy już blisko sytuacji kryzysowej – ostrzega prezes TLP.
Także Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych jest zdecydowanie przeciwne zwiększonej daninie. – Dziwimy się, że marszałek Sejmu przyjął do procedowania projekt bez oceny skutków, jakie on przyniesie. Posłowie powinni wspomagać rozwój gospodarki, bo ona zwiększa możliwości budżetu. Natomiast sięganie po cudze pieniądze nie jest dobrym pomysłem – uważa prezes ZMPD Jan Buczek. Branża transportowa uznaje, że w krótkim okresie podwyżka cen będzie zauważalna. A to obniży jej konkurencyjność, bo przewoźnicy z Litwy, Bułgarii czy Rumunii nie mają tak dużych obciążeń podatkowych.

Przewoźników czekają także zmiany związane z planowanym przez KE Pakietem Mobilności. Współwłaścicielka firmy transportowej Batim Barbara Edelmuller Generaux nie spodziewa się jednak, aby przygotowany przez Komisję Europejską pakiet zmienił rynkowy układ sił. – Będziemy się musieli dostosować do niego. Już wiele lat temu zdaliśmy sobie sprawę, że konkurujemy o kierowcę z firmami zachodnioeuropejskimi i jeżeli nie zapewnimy porównywalnych warunków, to ich stracimy – tłumaczy.