Dzięki temu dzieci mogą oglądać reklamę, w której ulepiony ze śniegu bałwan popełnia samobójstwo, skacząc z dachu wieżowca. Od razu widać, że pomysłodawca tego spotu zna życie bałwana od podszewki.
Inny zabiera nas na wycieczkę w góry. Ośnieżone szczyty, słońce pięknie odbija się od białych zboczy, a na jednym z nich stoi zapatrzony w horyzont mężczyzna. Młody, wysportowany, kolorowo i modnie ubrany, z deską snowboardową pod pachą. Nagle tę wysokogórską ciszę przerywa dźwięk, który kojarzyć się musi z reklamami środków wstrzymujących to, co każdy kulturalny człowiek próbuje wstrzymać za wszelką cenę.
Hasło jednej z nich brzmi: „Uczucie wzdęcia jest objawem dyskomfortu”. Słyszymy zatem wiatr, który w liczbie mnogiej rozlega się po górach. Echo niosące perfidny dźwięk wywołuje lawinę. A na końcu spod śniegu wystaje sina ręka przypadkowej ofiary. Nie wiadomo, ile za zabójstwo dostałby snowboardzista, i nie wiadomo, ile dostał scenarzysta, ten drugi na pewno za dużo.
Ta sama firma reklamuje się już kolejnym spotem, w którym cztery litery grają rolę pierwszoplanową. Biedny żuczek nie umie podnieść się z grzbietu, w tle słychać porywającą arię, wreszcie owadowi się udaje, ale wchodzi chłopiec rozgarnięty w tym samym stopniu co scenarzysta reklamy, i siadając, rozgniata zwierzątko. W tym przypadku – przyznam się bez bicia, mam wielkie wątpliwości, czy wątek autobiograficzny dotyczy chłopca czy żuczka. A może obu naraz?
Podobnie sprawa ma się z reklamami napoju gazowanego, w których jeden z bohaterów jest pragnieniem, a drugi to napój gazowany. Pragnący nie ma szans, bo napój robi mu na drutach szalik kibica, a na dworcu czekają fani drużyny przeciwnej. Jak się domyślamy, zmasakrują pragnącego i jeśli trafi na intensywną terapię, będzie mógł mówić o sporym szczęściu. Prześmieszne doświadczenia mają scenarzyści spotów.