[b]Niektórzy byli jej świadkami. Jak udało się pani namówić ich na wspomnienia?[/b]
- Nie było łatwo. Przez wiele lat obawiali się, że gdy zaczną mówić, źle się to skończy. Wiedzieli, że z pięciu domostw znajdujących się najbliżej miejsca kaźni, wszyscy zostali zabici. Transporty polskich jeńców przyjeżdżały na stację kolejową Gniezdowo przez półtora miesiąca, więc miejscowi mieli czas, by się tym zainteresować. Chociaż egzekucje odbywały się bez świadków, mieszkańcy domyślali się prawdy.
Jednak milczeli. Pracujący na poczcie stróż został zastrzelony, gdy zaczął opowiadać, co widział. A nie mógł znowu widzieć tak wiele, bo las, w którym działy się te wszystkie przerażające rzeczy, był ogrodzony i pilnie strzeżony. 80-letnia kobieta, miała 10 lat, gdy szwagier zabrał ją na stację kolejową, by sobie popatrzyła na polskich oficerów. To miała być atrakcja. Dziś mówi, że nie tylko ciężko to wspominać, ale że córki zakazały jej opowiadać o tym komukolwiek z obawy, że rodzinę spotkają represje. I to dziś, gdy od kilkunastu lat znane są archiwa i dokumenty, a władze rosyjskie nie podważają ich autentyczności. Ta kobieta milczała 65 lat i wcale nie od razu zaczęła mówić, kiedy ujawniono zbrodnię. W jej wspomnieniach przebija poczucie winy.
[b]Mieszkająca tam młodzież nie bardzo zna tę historię... [/b]
- Sondaże mówią, że ponad połowa młodych Polaków także nie wie, co to zbrodnia katyńska. Rosjanie także mało interesują się historią i swoimi grobami. Trzeba przypomnieć, że na 100-hektarowym terenie Lasu Katyńskiego są również zbiorowe groby Rosjan, ofiar stalinowskich represji z lat 1937-38. Piękny teren, który wygląda jak raj. A był piekłem. Wiadomo tylko o 270 zbiorowych mogiłach, wiele składa się z kilku warstw. Od 1928 roku do początku 90. - cały las był ogrodzony. Na jego terenie znajdowało się sanatorium bezpieki... Prawda często okazuje się dla Rosjan szokiem. Nieraz płaczą. Wiedzą o Katyniu mniej niż my.