„Historie prawdziwe", „Fabryka faktu" – takie hasła na okładce książki mogą zniechęcić koneserów literatury. Kto jednak zna nazwisko Davida Simona, nie ulegnie pozorom i nie weźmie
„Wydziału zabójstw. Ulic śmierci"
za kolejny taśmowo produkowany kryminał lub nadętą rekonstrukcję krwawych zdarzeń. Były dziennikarz „Baltimore Sun" jest współtwórcą wybitnych amerykańskich seriali dla stacji HBO. Jego książka z początku lat 90. o policjantach wydziału zabójstw w Baltimore, którą wreszcie możemy czytać w polskim przekładzie, to klasyka reportażu. Na jej podstawie stacja NBC nakręciła popularny serial, a doświadczenie i znajomości zgromadzone przez Simona przy tym projekcie zaowocowały parę lat później „Prawem ulicy" – arcydziełem telewizji wyprodukowanym przez HBO.
Simon stworzył kronikę dwunastu miesięcy wyjątkowej jednostki. Poza jedną policjantką są to sami mężczyźni. Zwalisty Donald Worden z 25-letnim stażem, nieodłącznym tanim cygarem i cierpką uwagą dla każdego czy Harry Edgerton, jeden z niewielu czarnoskórych w wydziale, zapominający broni samotnik, konsternujący kolegów różowymi krawatami. Oni są elitą policji, a każdy kadet marzy, by zostać jednym z nich. Śledzimy policjantów w czasie wszystkich czynności związanych z przestępstwem – od przyjęcia zgłoszenia, po oględziny, sekcje zwłok, przesłuchania i rozprawy sądowe. Podglądamy ich także w sytuacjach mniej bohaterskich, jak wykłócają się o nadgodziny, opowiadają słabe dowcipy albo piją do świtu na nasypie kolejowym. Nie mają ambicji brania sprawiedliwości we własne ręce. Interesują ich przede wszystkim dowody. Motyw sprawcy jest ostatnią rzeczą, jakiej poszukują. Profesjonalizm miesza się z cynizmem. Ilu ludzi odbiera o trzeciej nad ranem telefon z informacją, że w wyniku strzelaniny zginął młody diler narkotyków, a na miejscu żartuje z ułożenia jego ciała?