Kto żartuje nad zwłokami

Kariera Davida Simona pokazuje, jak wybitni autorzy wiążą się z telewizją - pisze Marcin Kube

Aktualizacja: 08.01.2013 08:13 Publikacja: 08.01.2013 08:07

David Simon, Wydział zabójstw. Ulice śmierci, Wyd. Buchmann, Warszawa 2012

David Simon, Wydział zabójstw. Ulice śmierci, Wyd. Buchmann, Warszawa 2012

Foto: Rzeczpospolita

„Historie prawdziwe", „Fabryka faktu" – takie hasła na okładce książki mogą zniechęcić koneserów literatury. Kto jednak zna nazwisko Davida Simona, nie ulegnie pozorom i nie weźmie

„Wydziału zabójstw. Ulic śmierci"

za kolejny taśmowo produkowany kryminał lub nadętą rekonstrukcję krwawych zdarzeń. Były dziennikarz „Baltimore Sun" jest współtwórcą wybitnych amerykańskich seriali dla stacji HBO. Jego książka z początku lat 90. o policjantach wydziału zabójstw w Baltimore, którą wreszcie możemy czytać w polskim przekładzie, to klasyka reportażu. Na jej podstawie stacja NBC nakręciła popularny serial, a doświadczenie i znajomości zgromadzone przez Simona przy tym projekcie zaowocowały parę lat później „Prawem ulicy" – arcydziełem telewizji wyprodukowanym przez HBO.

Zobacz na Empik.rp.pl

Simon stworzył kronikę dwunastu miesięcy wyjątkowej jednostki. Poza jedną policjantką są to sami mężczyźni. Zwalisty Donald Worden z 25-letnim stażem, nieodłącznym tanim cygarem i cierpką uwagą dla każdego czy Harry Edgerton, jeden z niewielu czarnoskórych w wydziale, zapominający broni samotnik, konsternujący kolegów różowymi krawatami. Oni są elitą policji, a każdy kadet marzy, by zostać jednym z nich. Śledzimy policjantów w czasie wszystkich czynności związanych z przestępstwem – od przyjęcia zgłoszenia, po oględziny, sekcje zwłok, przesłuchania i rozprawy sądowe. Podglądamy ich także w sytuacjach mniej bohaterskich, jak wykłócają się o nadgodziny, opowiadają słabe dowcipy albo piją do świtu na nasypie kolejowym. Nie mają ambicji brania sprawiedliwości we własne ręce. Interesują ich przede wszystkim dowody. Motyw sprawcy jest ostatnią rzeczą, jakiej poszukują. Profesjonalizm miesza się z cynizmem. Ilu ludzi odbiera o trzeciej nad ranem telefon z informacją, że w wyniku strzelaniny zginął młody diler narkotyków, a na miejscu żartuje z ułożenia jego ciała?

„Wydział zabójstw..." to mocny zarzut wobec zdegenerowanych instytucji – niedofinansowanych i zależnych od kaprysów niekompetentnych zwierzchników. Druzgocący jest obraz ławy przysięgłych. W Baltimore nikt nie wierzy w „dwunastu gniewnych ludzi w przepoconych koszulach". Ławnicy bywają znudzeni, pełni uprzedzeń i oczekują od policji cudów biotechnologicznych na miarę telewizyjnego CSI.

Z książki wyłania się portret Baltimore podzielonego na tle rasowym. Jednostka złożona głównie z białych detektywów spotyka się z murem milczenia i niechęcią w czarnych dzielnicach, gdzie strzelaniny i uliczny handel narkotykami są codziennością.

Simon odszedł z „Baltimore Sun" rozczarowany polityką redakcji. Telewizja stała się dla niego, jak dla wielu innych dziennikarzy, literatów i filmowców wymarzonym miejscem do pracy. Stacje kodowane (jak HBO) utrzymują się z regularnych opłat użytkowników, a nie tylko z reklam. Oglądalność poszczególnych programów nie jest zatem decydująca. Ważniejsze jest budowanie marki. Kontrowersyjne seriale, które poruszają problemy tabu i przełamują stereotypy, są znakiem rozpoznawczym kablówki. Stacje nie boją się ryzyka, wręcz go poszukują.

Takie warunki to raj dla twórców. Dlatego od lat 90. obserwujemy migrację ludzi pióra i filmowców, którzy opuszczają macierzyste redakcje, wydawnictwa i hollywoodzkie studia na rzecz telewizji, gdzie nie muszą godzić się na finansowe i artystyczne kompromisy.

Podobnym tropem co David Simon poszedł w Polsce Patryk Vega. On także towarzyszył policjantom z wydziału zabójstw, dzięki czemu w 2001 r.  powstał serial dokumentalny „Prawdziwe psy", a potem fabularny „Pitbull".

Warto sięgnąć po „Wydział zabójstw...", który w zalewie masowo wydawanych kryminałów działa orzeźwiająco. Choćby dlatego że mimo upływu dwóch dekad od napisania reportażu wciąż bardzo mało jest spraw rozwiązanych za pomocą nowych technologii. Nadal „o wszystkim decydują miejsca zbrodni, rozmowy i przesłuchania".

Seriale Davida Simona

Wydział zabójstw Baltimore

(1993–1999) Seria zainspirowana reportażem Simona. Świetna obsada, choć niektóre wątki są przedramatyzowane.

The Corner

(2000) Paradokumentalna opowieść o dzielnicy dotkniętej narkomanią. Simon po raz pierwszy współpracował z Edem Burnsem – policjantem z wydziału antynarkotykowego, a później szkolnym nauczycielem z Baltimore.

Prawo ulicy

(2002–2008) Dickensowska w swoim rozmachu, miejskim charakterze i wrażliwości społecznej panorama amerykańskiej metropolii. Simon i Burns jako producenci i współscenarzyści.

Generation Kill

(2008) Simon i Burns po raz trzeci. Tym razem o elitarnym oddziale marines w Iraku.

Treme

(od 2010) Nowy Orlean po Katrinie. Mieszkańcy walczą z korupcją i przestępczością. W tle muzyka Luizjany i słynne uliczne parady.

„Historie prawdziwe", „Fabryka faktu" – takie hasła na okładce książki mogą zniechęcić koneserów literatury. Kto jednak zna nazwisko Davida Simona, nie ulegnie pozorom i nie weźmie

„Wydziału zabójstw. Ulic śmierci"

Pozostało 95% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu