Minęły czasy, kiedy samotny detektyw uganiał się za bandytami w pojedynkę. Dziś śledczy działają w grupie i więcej czasu spędzają w laboratoriach kryminalistycznych niż na ulicy. Serial kryminalny przeżywa renesans także dlatego, że jego bohaterowie stali się zwyczajnymi ludźmi. Mają własne problemy, kompleksy, popełniają błędy. Scenariusze najpopularniejszych produkcji telewizyjnych powstają na podstawie autentycznych historii sądowych. I co najważniejsze – sprawiedliwość nie zawsze zwycięża.

Ojcem nowego gatunku, w którym główne role odgrywają już nie detektywi czy policjanci, ale specjaliści z zakresu kryminologii, jest Jerry Bruckheimer, producent znakomitych „Kryminalnych zagadek Las Vegas”. Akcja większości odcinków rozpoczyna się na miejscu zbrodni, czasem dokonanej wiele lat wcześniej. Rzadko kiedy dochodzi do strzelaniny, mocne obrazki zapewniają za to dyskusje śledczych w laboratorium w trakcie sekcji zwłok albo analizy śladów zbrodni na ciele denata. Co ciekawe, jeden z najpopularniejszych obecnie seriali kryminalnych został początkowo odrzucony przez telewizję ABC jako „zbyt skomplikowany dla przeciętnego widza”. Szefowie CBS takich obaw nie mieli i zrobili kapitalny interes. Na fali sukcesu „Kryminalnych zagadek Las Vegas” powstały kolejne zbliżone klimatem opowieści: „Kryminalne zagadki Miami” oraz „Kryminalne zagadki Nowego Jorku”. W Polsce możemy je oglądać przede wszystkim dzięki Polsatowi, TVP 2 i kanałowi AXN.

A jednak mimo wygaśnięcia mody na odważnych i nieprzeciętnie inteligentnych, jak Kojak czy Colombo, samotników zdarzają się wyjątki. Detektyw Monk, brawurowo grany przez Tonyego Shalhouba, cieszy się wielkim wzięciem, bo stanowi zaprzeczenie dotychczasowych kanonów gatunku. Cierpi chyba na wszystkie możliwe fobie, boi się zarazków, bakterii i wirusów, do tego stopnia, że witając się ,nie podaje ręki, klamkę chwyta zawsze przez chusteczkę i regularnie odwiedza psychoterapeutę. Ale to chodzące nieszczęście, także dzięki chorobliwemu przywiązaniu do sterylnego porządku i zwracaniu uwagi na każdy niepasujący detal, jest postrachem przestępców. Śledztwa Monka ogląda się z uśmiechem, bo nie sposób go nie lubić.

Jak na tym tle wypadają polskie produkcje? Widać, że ich twórcy chcą iść z duchem czasu i rezygnują z komiksowych bohaterów na rzecz postaci z krwi i kości. Ostatnio szczególnie udane były seriale „Glina” Władysława Pasikowskiego oraz „Pitbull” Patryka Vegi. Świetnie zagrane, dobrze napisane i autentyczne. Do zachodnich produkcji nadal im daleko, mają za to jeden niebagatelny atut – ich akcja toczy się na podwórkach i ulicach, które dobrze znamy.