Zaczyna się jak klasyczny animowany film Disneya. Są pastelowe kolory, piękna dziewczyna o imieniu Giselle marząca o spotkaniu księcia, który obdarzy ją prawdziwym miłosnym pocałunkiem. Ideał – przystojny, postawny brunet o imieniu Edward – szybko pojawia się na horyzoncie. Ratuje Giselle z opresji i oznajmia, że następnego dnia wezmą ślub, by żyć razem długo i szczęśliwie.

W tym świecie, gdzie wiewiórki, jeże i sarenki śpiewają, pomagają w pracach domowych i szyją ubrania, wszystko jest piękne i proste. Jedyne zło reprezentuje podstępna królowa Narissa – macocha Edwarda, która postanawia pokrzyżować plany ukochanych. Pozbywa się Giselle, wysyłając ją do miejsca, gdzie „nikt nie może żyć długo i szczęśliwie”, czyli do naszej rzeczywistości. A dokładnie do Nowego Jorku. W tym momencie animacja zmienia się w film aktorski.

Narysowana wcześniej Giselle teraz grana jest przez Amy Adams. Dziewczyna z bajki wkracza w nieznany sobie świat, nieświadoma zasad i panujących w nim zwyczajów. Landrynkowa historia przekształca się w zabawną, pełną nieporozumień i nieoczekiwanych zwrotów akcji komedię. Giselle, widząc ulicznego kloszarda, bierze go za uprzejmego starca, puka w tekturowy billboard imitujący zamek, sądząc, że jest prawdziwy. Przewodnikiem po miejskiej dżungli stanie się spotkany przypadkiem adwokat Robert (Patrick Dempsey). To racjonalista, który nie kupuje swojej córce bajek, ale biografie znanych kobiet, bo uważa, że trzeba być silnym, by stawić czoła światu. Jak w bajkach bywa – bohaterowie przejdą niezwykłą przemianę. Giselle wyemancypuje się podczas pobytu w Nowym Jorku, a twardo stąpający po ziemi Robert obudzi w sobie romantyka.

Spotkanie dwóch światów i wynikające z tego perypetie to chętnie wykorzystywany przez filmowców motyw. Jak choćby we francuskiej produkcji „Goście, goście” z Jeanem Reno i Christianem Clavierem – parą średniowiecznych wojaków, którzy trafiają do współczesności. Zaletą „Zaczarowanej” jest ciepły, pełen dobrych emocji przekaz. Uśmiech na twarzy nie tylko małoletnich widzów wywoła scena, w której Giselle dźwięcznym śpiewem zwołuje nowojorskie szczury, karaluchy i gołębie, by pomogły jej w sprzątaniu. Wielkim atutem jest także rola Susan Sarandon w roli złej królowej.