Za co kochają go wielbiciele jego twórczości? Za miłość do życia, reżyserski zapał, humor i przekorę. A przede wszystkim za to, że pozostał wierny sobie i szedł własną drogą. Tak było właściwie od debiutu „Krzyża walecznych”, który stał się głosem polemicznym w ogólnonarodowej dyskusji o doświadczeniach wojennych.
Własne spojrzenie zaznaczył także w kolejnych filmach tworzonych w opozycji do szkoły polskiej, które – jak twierdzili recenzenci – skupiały się na obserwacji normalnego życia, dalekiego od wielkich idei i romantycznej martyrologii.
Kutz od lat stoi na straży Śląska, traktując go jako swoistą „perłę w koronie” Rzeczypospolitej. Opowiada o Śląsku w taki sposób, że – jak mówi Krzysztof Zanussi – po obejrzeniu tych filmów każdy Polak chciałby zostać Ślązakiem.
Olgierd Łukaszewicz, który grał w „Soli ziemi czarnej” i „Perle w koronie”, podkreśla, że Kazimierz Kutz zawsze czuł się trybunem śląskim.
Stworzył zespół filmowy Silesia, szefował regionalnej telewizji. Był internowany. – Widziałem, jak ludzie dziękowali za to, że otworzył im oczy na Śląsk. On stworzył śląski mit – mówi Łukaszewicz. – Jego pasją zawsze był sport – dodaje Jerzy Gruza. – Kiedy w Filmówce grywaliśmy w piłkę, Kazio rządził na boisku, rozgrywał, strzelał bramki. Sport był mocnym motywem jego przyjaźni z Konwickim, Holoubkiem i Dygatem, u którego oglądali mecze.