Gombrowicz wielkim pisarzem był, skoro tak trafnie przepowiedział przyszłość telewizyjnych kanałów informacyjnych. Pasmo pożegnań wielkich ludzi, które miałem ostatnio nieprzyjemność oglądać w TVN 24, przekonało mnie ostatecznie, że stacja ta traktuje mnie jak raczkującego bobasa. Pierwszy zmarł Michael Jackson. Opinii poważnych ekspertów w temacie króla popu było co niemiara.
Miło zostać ekspertem TVN 24, więc do studia lecieli wszyscy, rockmani i recenzenci, socjologowie i sobowtóry, ci, którzy plotką się brzydzą obok tych, którzy z niej żyją. Potem przycichło. Ale zmarł Zbigniew Zapasiewicz. Tu już trudno było się wykpić rozśpiewaną karawaną opłakujących, potrzebny był pomysł. Ten, na który wpadła TVN 24, wprawił mnie w osłupienie jeszcze większe niż bolesna wiadomość.
Najważniejszym ekspertem stacji do spraw Zbigniewa Zapasiewicza okazał się... Karol Strasburger. Kiedy rano, pierwszego dnia po śmierci wielkiego artysty, a potem w każdym serwisie informacyjnym, opowiadał o tym, że Zapasiewicz był jego mistrzem, miałem ochotę objąć telewizor i rozluźnić uścisk dopiero za oknem.
Aktor od lat kojarzony wyłącznie z pocieszno-enerdowską „Familiadą”, zaprzeczeniem tego, czego Zapasiewicz oczekiwał od telewizji publicznej, zostaje uznany za odpowiedniego gościa, by wspominać geniusza teatru. I tak pan Zbigniew został świętym od teleturniejów. A potem zmarł Leszek Kołakowski.
Kiedy dwa dni później Jarosław Kuźniar, w przerwie między podrywaniem koleżanki a prognozą fajowej pogody, powtarzał: „Tylko u nas, tylko u nas fragmenty rozmów mistrza Kołakowskiego”, nie byłem już specjalnie zdziwiony. Kiedy fragment ów okazał się króciutką, hiperbanalną wypowiedzią Kołakowskiego o tym, że mężczyźni są bardziej cyniczni od kobiet, pomyślałem, że ktoś chce zmarłemu filozofowi zrobić krzywdę.