[b][link=http://blog.rp.pl/feusette/2009/08/13/serial-nie-zyje/]skomentuj na blogu[/link] [/b]
A jakie korzyści płyną z wakacji, gdy po włączeniu telewizora czujemy się jak podmiot liryczny piosenki Edwarda Stachury, i nie wiemy już, „jaka epoka, jaki wiek, jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień i jaka godzina kończy się, a jaka zaczyna...”.
Seriale, które zawsze leciały wieczorem, teraz są rano. Do tego wszystkie opowiadają albo o życiu w socjalizmie, albo z socjalistycznego punktu widzenia opisują okupację.
W „Czterdziestolatku” nadal budują Trasę Łazienkowską, w „Alternatywach 4” peerelowskie osiedle rozkwita tęczą absurdów, a porucznik Borewicz w „07 zgłoś się” wciąż udaje dobrego milicjanta. Jeżeli dodamy do tego nieśmiertelnego Hansa Klossa z niezniszczalnym Jankiem Kosem i samospełniające się co roku proroctwo: „Powrócimy wierni, my czterej pancerni”, to okaże się, że i nam ktoś funduje dni świstaka.
Daleki jednak jestem od tego, by pomstować na powtórki. Bo, choćbyśmy klęli na Polskę Ludową i psy wieszali, III RP, niestety, nie dorasta jej do pięt w konkurencji „serial polski”. Oczywiście, są w dawnych produkcjach ohydne przekłamania, historii lepiej się z nich nie uczyć, ale jest i druga strona medalu. Kto dziś zastąpi Maliniaka z „Czterdziestolatka”, drącego się wniebogłosy „Panie inżynierze, panie inżynierze!!!”? Która z kobiecych ról może równać się z „kobietą pracującą” Ireny Kwiatkowskiej? Gdzie muzyka tak buduje napięcie, jak w „Stawce większej niż życie”? Czy ludzka menażeria w barejowskich „Alternatywach 4” doczekała się jakiejkolwiek kontynuacji? Czy nie ma dziś takich zbiorowisk, takich osiedli, cieknących kranów, zepsutych wind? Są, i od czasu do czasu ktoś próbuje je opisać. Ale ani to potem śmieszne, ani błyskotliwe.