Zamiast siebie wystawił przed kamerę tłuste oblicze niejakiego Therry'ego Guetty, właściciela ciucholandu, z ADHD oraz IQ poniżej matury. Ten ograniczony przeciętniak staje się bohaterem narracji, co do której mamy wątpliwości – prawda czy fałsz?
Guetta nie potrafi usiedzieć w miejscu, nocami nie sypia i filmuje wszystko co w zasięgu wzroku. Kiedy trafia na trop streetarterów, także nocnych marków, odkrywa przygodę życia. Zaczyna rejestrować ich poczynania. Jego marzeniem jest spotkanie z Banksym, o którym sporo się nasłuchał.
I staje się! Pozornie kontakt przynosi obydwu stronom korzyść. Filmowiec amator staje się sługą podnóżkiem dla swego guru, aż ten zaczyna odczuwać zmęczenie jego obecnością. Na odczepne sugeruje montaż materiałów zebranych przez Guettę. Dokument okazuje się kompletnym fiaskiem. Skoro na filmowca się nie nadaje, niech Therry weźmie się do sztuki, radzi Banksy. Kolejny cud: nieudacznik przeobraża się w Mr Brainwasha, o którym rychło staje się głośno. Podbija rynek sztuki, media oraz pozbawioną własnego osądu publiczność, trafia nawet do renomowanych kolekcji. Nie z racji nagłego rozbłysku talentu, lecz dzięki smykałce do autopromocji i braku skrupułów. Właściwie robi to legalnie, choć amoralnie – czego w swej głupocie nie zauważa.
Za to Banksy, a także inni grafficiarze, wiedzą, co jest warta nowa gwiazda – zabłysła dzięki nim. Gorzka pigułka, tym trudniejsza do przełknięcia, że streetarterzy szczycą się odpornością na komercję. Ich siłą – niezależność; ich zasadą – anonimowość. Taki romantyczny etos. Niespodziewanie pomogli w karierze dywersantowi. On okazał się ich najsilniejszą konkurencją. Powtórka z kariery Nikodema Dyzmy.
Ponura diagnoza, dotycząca nie tylko ulicznych artystów, lecz całego świata kultury. Można zrozumieć, dlaczego Banksy chroni swą anonimowość.