Dyrektorzy teatrów nie lubią nowej muzyki i popełniają błąd

Przedstawienie w Warszawskiej Operze Kameralnej jest skromne, liczy się w nim każde słowo. To teatr pozornie tradycyjny, a jednak współczesny

Publikacja: 06.02.2008 01:12

Dyrektorzy teatrów nie lubią nowej muzyki i popełniają błąd

Foto: Archiwum

Każda nowa polska opera warta jest wnikliwiej uwagi. Powstają one rzadko, a teatry bronią się przed ich wystawianiem, nie chcąc narażać się publiczności o konserwatywnych gustach. Czasami jednak warto podjąć ryzyko, zwłaszcza gdy w grę wchodzi utwór taki jak „Zbrodnia i kara” Bernadetty Matuszczak.

Czy zresztą to, co zaproponowała toruńska kompozytorka (rocznik 1931), jest jeszcze operą? Instrumentacja orkiestrowa okazuje się ascetyczna, a śpiewacy nie muszą dokonywać wokalnych szaleństw, lecz bardziej być aktorami, autorka bowiem posługuje się często tzw. mową śpiewaną. W „Zbrodni i karze” zaciera się granica między współczesną operą a nowoczesnym teatrem, który coraz częściej korzysta z muzyki.

Od wielu spektakli dramatycznych „Zbrodnię i karę” odróżnia zatem nie forma, lecz treść. Jeśli bowiem teatr dziś interesuje się głównie opisem gorzkiej współczesności, to opera Bernadetty Matuszczak mówi o sprawach uniwersalnych. Zagląda w głąb duszy człowieka, choć kompozytorka sięgnęła do XIX-wiecznej powieści Fiodora Dostojewskiego.

Student Raskolnikow popełnił zbrodnię i wie, że musi ponieść karę. Nie jest ważne, czy sędzia Porfiry, który pojawia się tylko przez moment, udowodni mu popełnienie zabójstwa. Raskolnikow próbuje nadać sens swemu cierpieniu, które ma być lekiem na „moralny chaos świata”, szuka możliwości odkupienia grzechu. Pomoże mu w tym Sonia ze swą czystą i żarliwą wiarą. To ona doprowadzi go do Boga, a odkupienie win przez Raskolnikowa nabierze wręcz mistycznego charakteru.

W operze Bernadetty Matuszczak jest klimat mało znanych w Polsce scenicznych przypowieści religijnych Benjamina Brittena sprzed pół wieku, ale to bardzo dobry wzorzec. O ile zresztą początkowo ascetyczne rozwiązania muzyczne „Zbrodni i kary” wydają się banalne, później dostrzegamy, że to, co zaproponowała kompozytorka, służy dramaturgii, a zwłaszcza słowu, bo ono jest najważniejsze. Matuszczak umiejętnie buduje napięcie skromnymi środkami.

Jej muzyka rozwija się – aż do najciekawszych scen, gdy pojawia się Sonia (bardzo dobra Anna Wierzbicka). Kompozytorka sięgnęła tu do tradycji prawosławnej, ale to jedyny ślad korzystania z gotowych wzorców. W dobie postmodernizmu, nakazującego posiłkowanie się rozmaitymi cytatami, kompozycja Bernadetty Matuszczak staje się szlachetnym wyjątkiem. „Zbrodnia i kara” jest utworem teatralnym, czego nie da się powiedzieć o wielu współczesnych operach, nie tylko polskich.

Doceniła to również reżyserka Jitka Stokalska i skromną inscenizacją starała się pokazać to, co najciekawsze w utworze. Gdyby jeszcze młody Robert Szpręgiel potrafił w sposób wyrazisty nakreślić postać Raskolnikowa, finalny efekt byłby bardziej przejmujący.

Bernadetta Matuszczak „Zbrodnia i kara”. Inscenizacja i reżyseria Jitka Stokalska, scenografia Marlena Skoneczko, kierownictwo Kai Bumann, Warszawska Opera Kameralna, prapremiera 3 lutego

Teatr
Wojna o teatr w Kielcach skończy się zarządem komisarycznym w Świętokrzyskiem?
Teatr
Ministra Wróblewska: Wojewoda świętokrzyski skontroluje konkurs w teatrze w Kielcach
Teatr
Drugi konkurs w kieleckim teatrze „ustawiony” pod osobę PiS z TVP Kielce?
Teatr
Czy „aniołek Kaczyńskiego” wywoła piekło w kieleckim Teatrze im. Żeromskiego?
Teatr
Czy władze Świętokrzyskiego ustawiały konkurs na dyrektora teatru w Kielcach?