Pierwszy polski spektakl na głównej scenie Festiwalu Awiniońskiego odniósł sukces. A wcale nie było to pewne.
Na dziedzińcu Pałacu Papieży goszczą bowiem widowiska skierowane do szerokiej publiczności, oparte na klasyce lub tańcu. Polski reżyser zaproponował wymagający skupienia, trwający 4,5 godziny monumentalny fresk o akcie ofiary. Nawiązujący do greckich tragedii, prozy Coetzee'go, Litella i Krall.
Choć niektórzy widzowie mieli problem ze zrozumieniem, publiczność, z wyjątkiem kilkudziesięciu osób, pozostała do końca przedstawienia.
W Awinionie nie stało się również to, co wcześniej na Wiener Westwochen. Na początku, podczas sceny z hymnem (a zawsze grany jest hymn gospodarzy), Agamemnon, który wrócił z wojny, wyzywająco pali papierosa. Austriacy wychodzili oburzeni. Tu po "Marsyliance" ktoś krzyknął tylko: "I czym jeszcze nas sprowokujecie?!".
Brawa dla Macieja Stuhra, który zagrał Agamemnona o niebo lepiej niż w Warszawie. Po-ruszającą kreację stworzyła nie-biorąca udziału w polskiej premierze Danuta Stenka, Klitajmestra. Zagrała ofiarę, mścicielkę, wampirzycę. Świetny był cały zespół.