Dla reżysera tekst jest okazją do refleksji nad sztuką sceniczną i do zabawy konwencjami. Akcję widowiska przeniósł w lata 50. ubiegłego wieku.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/artykul/9131,465472_Zanim_bedzie_za_pozno.html]Czytaj też: Rozmowa z Małgorzatą Kożuchowską[/link] [/wyimek]
– Fellini zrobił „Amarcord” o miłości do filmu. Ja, zachowując proporcję, nie będąc Fellinim, chcę zrobić sztukę o miłości do teatru – mówi. – W rozmowie ze scenografem rozważaliśmy wykorzystanie w spektaklu kadrów z filmów Felliniego. Ale zmieniłem zdanie po zobaczeniu okropnej amerykańskiej produkcji „Nine” opartej na podobnym pomyśle. Zrezygnowałem z odniesień do Felliniego, ale ślad lat 50. pozostał w spektaklu. Wydaje mi się, że moda i design tamtego okresu idealnie oddają przaśność, pewną plebejskość tekstu.
Reżyser podkreśla, że sztuka skrzy się dowcipem. Napisana została świetną polszczyzną, ze wspaniałym, lekko kpiącym, ironicznym poczuciem humoru.
– Wkład Rymkiewicza jest znacznie większy niż tłumacza czy adaptatora. On imituje, czyli naśladuje Calderona. Podejrzewam, że początkowo chciał tylko przełożyć tekst, ale zaczął się świetnie bawić, dodając coraz więcej od siebie. Gdybyśmy jechali z „Księżniczką...” za granicę, trzeba by przetłumaczyć jego tekst, a nie Calderona – mówi.