Najgorzej jest w Warszawie. Miasto, które w fatalnym stylu przegrało rywalizację o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016, co roku zmniejsza dotacje – nawet o kilkanaście procent.
– Umawialiśmy się z władzami, że budżet TR Warszawa będzie się składał z dotacji podstawowej – na utrzymanie siedziby i płace, a także dodatkowej – na nowe produkcje – mówi dyrektor Grzegorz Jarzyna. – Koszty eksploatacji sali są wysokie, ponieważ jest mała, a od lat nie możemy doczekać się nowej siedziby. Na płace przeznaczamy 5,5 mln zł, z czego blisko 2 mln zł oddajemy w postaci podatków. Nie stać nas na granie przebojów – „Aniołów w Ameryce", „Dybuka" i „Giovanniego". Ale największą bolączką jest to, że nie mamy już gwarancji kwoty 1 – 1,5 mln zł na nowe spektakle.
W tej sytuacji uzyskano oszczędności, ograniczając etaty kierownicze, zmieniając zasady zatrudnienia i poszerzając obowiązki kadry – głównie o pozyskiwanie sponsorów.
– Tylko dzięki naszej fundacji oraz wsparciu innych udało nam się zrealizować w 2011 r. spektakl „Jackson Pollesch" Rene Pollescha oraz mojego „Nosferatu", w koprodukcji z Teatrem Narodowym. Ten drugi powstał bez złotówki od miasta – mówi Grzegorz Jarzyna.
W 2012 r. TR Warszawa planuje „Miasto snu" Krystiana Lupy i „Zemstę nietoperza" Kornela Mundruczo.