Kryzys wymusił spore oszczędności na organizatorach Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku, mniej było zwłaszcza spektakli zagranicznych. Bardzo brakowało choćby „Burzy" – ostatniego spektaklu Henryka Baranowskiego. Inscenizacja ze scenografią Jerzego Kaliny w Jarosławiu stała się rodzajem teatralnego testamentu niedawno zmarłego reżysera. I przyjęta została w Rosji entuzjastycznie.
W Gdańsku największym hitem był w tym roku polsko-niemiecki „Tytus Andronicus" Jana Klaty.
– To z pewnością drugi, tak ważny szekspirowski spektakl tego reżysera po pamiętnym „H... ", czyli „Hamlecie" rozgrywanym w scenerii Stoczni Gdańskiej – uważa profesor Jerzy Limon, twórca festiwalu.
Klata znów rozdrapuje bolesne rany nie tylko najnowszej historii Polski. Tę przetykaną parodią i groteską inscenizację krwawego dzieła Szekspira Teatr Polski we Wrocławiu zrealizował w koprodukcji z drezdeńskim Staatsschauspiel.
Obsadzając Niemców w rolach Rzymian, a Polaków w rolach Gotów, Klata odniósł się do stereotypów między naszymi narodami. Ewa Skibińska, jako królowa Gotów wijąca się na bryle lodu unaoczniała stereotyp seksownej Polki, ale też prostytutki ze Wschodu. Długa, rozgrywana w rytm ostrej, metalowej muzyki, scena wnoszenia przez Tytusa skrzyń z ciałami 21 synów przywoływała echa katastrofy smoleńskiej. Skrzynie – trumny stanowiące potem główny element scenografii spektaklu można odczytać jako aluzję do budowania historii na tym tragicznym wydarzeniu. Klata nie wydaje jednoznacznych sądów co do stron konfliktu. Obie przyczyniają się do rozkręcania spirali okrucieństwa.