„Bo koszt produkcji „Amadeusza” wyniósł 953 tys. zł. Jak na teatr miejski jest to kwota wręcz astronomiczna. Ta niespotykana rozrzutność sprawiła, że w momencie rozpoczęcia pracy przez nową dyrekcję 1 września na koncie bieżącym pozostało jedynie 40 tys. zł. Łatwo zatem policzyć, że spadkiem popoprzedniej dyrekcji są narastające straty.
Ta sytuacja rodzi wiele pytań: dlaczego planując to szczególne muzyczne przedsięwzięcie, poprzednia dyrekcja nie postarała się o wejście w koprodukcję z którąś z muzycznych instytucji posiadających stałą orkiestrę i zespół śpiewaków? Dlaczego nie zabezpieczono wystarczających środków na eksploatację spektaklu nawet do końca roku? Jak się ma ten sposób zarządzania artystyczną produkcją do dbałości o instytucję i ciągłość jej funkcjonowania, o zatrudnionych w niej ludzi? Jak się ma do szacunku dla jej Publiczności? Wreszcie, jak się ma do dbałości o publiczne pieniądze?”.
Monika Strzępka pisze, że w obecnych okolicznościach teatr nie może kontynuować eksploatacji „Amadeusza”, ale zrobi wszystko, żeby spektakl nie zszedł z afisza po 12 pokazach. Dodaje: „Chcemy, żeby nadal cieszył Publiczność i bardzo zależy nam na tym, żeby ciężka praca twórców i twórczyń nie poszła na marne. Badamy w tej chwili różne możliwości: wejście w koprodukcję, znalezienie sponsorów, przeniesienie spektaklu do znacznie większej przestrzeni, w której wpływy z biletów pokryłyby koszty pokazów. Wszystko to na tym etapie, po zakończeniu prac nad spektaklem, jest niezwykle trudne. Wierzymy jednak, że nie niemożliwe”.
W tej chwili bilety na „Amadeusza” oscylują między 80 a 180 zł, i są to najdroższe bilety w publicznych teatrach dramatycznych w Warszawie – tłumaczy Strzępka.
„Gdybyśmy z cen biletów mieli pokryć koszty eksploatacji „Amadeusza”, musiałyby one kosztować od ok. 150 do 300 zł. Mamy jednak poczucie, że proponowanie widzom cen na takim poziomie jest sprzeczne z misją publicznych instytucji kultury, dla których podstawowymi wartościami powinny być inkluzyjność i dostępność. Teatr Dramatyczny musi być miejscem dostępnym dla możliwie najszerszego grona odbiorców, dlatego bardzo nie chcielibyśmy tworzyć fatalnego precedensu. Intensywnie pracujemy nad innym rozwiązaniem” – pisze dyrektorka Dramatycznego. I proponuje zainicjowanie rozmowy o tym, „co to znaczy traktować instytucję publiczną jako dobro wspólne? Jakie dziś są jej powinności? Jak myśleć o tych zasobach, którymi dysponujemy, żeby robić z nich najlepszy użytek?