Reklama

Poprawianie oryginału sprowadzone do banału

Reżyser Michał Siegoczyński przejął z liczącego pół wieku „Śniadania u Tiffany’ego” obyczajową aurę Nowego Jorku. Jednak nie ograniczył się do scenicznej adaptacji prozy Trumana Capote’a, lecz napisał własną sztukę „HollyDay”. Wzięty z oryginału zarys fabularny oraz postać głównej bohaterki Holly dopełnił wiedzą o przyjaźni łączącej autora z Marilyn Monroe.

Publikacja: 03.03.2008 00:23

Poprawianie oryginału sprowadzone do banału

Foto: Rzeczpospolita

Każdy może chwycić za pióro, jeśli ma coś ważnego do przekazania. Co wniósł Siegoczyński do wersji Capote’a? Uwspółcześnił dialogi przez rzucanie w nich tzw. mięsem, wprowadził scenę, w której brutalny Max gwałci Holly, oraz przydał narratorowi Fredowi seksualnego partnera Jima.

Homoseksualizm Capote’a nie jest tajemnicą. Niegdyś zmąciła tę wiedzę słynna ekranizacja „Śniadania…” Blake’a Edwardsa z Audrey Hepburn i George’em Peppardem – przez dodanie nieobecnego w książce happy endu, gdy zakochani w sobie po uszy Holly i Fred (alter ego autora) łączą się w namiętnym pocałunku. Siegoczyński poprawił tę scenę własną wersją, w której to samo czyni Fred z Jimem.

A co w tym towarzystwie miałaby jeszcze do roboty atrakcyjna Holly? Polski autor każe jej noszone w łonie dziecię… zaoferować chłopakom.

Kameralne z ducha przedstawienie rozgrywa się głównie na proscenium powiększonym przez usunięcie kilku rzędów krzeseł. Chyba po to, aby szwankowała akustyka, bo Piotra Wawera (Fred) i Antoniego Pawlickiego (Jim) i tak ledwo słychać. Na szczęście Magdalena Boczarska (Holly) mówiła znacznie wyraźniej, a Ewa Błaszczyk (Rita) i Mirosław Zbrojewicz (Max) wręcz dobitnie.

Wśród zastanawiającego wszystkoizmu Siegoczyńskiego nieomal umyka uwadze to, co jest jego najsilniejszą stroną: umiejętność tworzenia teatralnego klimatu. W tym jest naprawdę autentyczny. Zamiast skupić się na prowadzeniu aktorów w psychologicznym pokomplikowaniu postaci, mnożył jednak rozmaite cuda-niewidy. Szkoda.

Reklama
Reklama

Michał Siegoczyński „HollyDay”, reż. Michał Siegoczyński, prapremiera 29 lutego 2008 r., Teatr Studio, Warszawa

Każdy może chwycić za pióro, jeśli ma coś ważnego do przekazania. Co wniósł Siegoczyński do wersji Capote’a? Uwspółcześnił dialogi przez rzucanie w nich tzw. mięsem, wprowadził scenę, w której brutalny Max gwałci Holly, oraz przydał narratorowi Fredowi seksualnego partnera Jima.

Homoseksualizm Capote’a nie jest tajemnicą. Niegdyś zmąciła tę wiedzę słynna ekranizacja „Śniadania…” Blake’a Edwardsa z Audrey Hepburn i George’em Peppardem – przez dodanie nieobecnego w książce happy endu, gdy zakochani w sobie po uszy Holly i Fred (alter ego autora) łączą się w namiętnym pocałunku. Siegoczyński poprawił tę scenę własną wersją, w której to samo czyni Fred z Jimem.

Reklama
Teatr
Klata w Narodowym i „kolejne pokolenia armatniego mięsa historii”
Teatr
Teatr TV: Historia wokół XIII księgi „Pana Tadeusza" ze świetnym wynikiem
Teatr
Klata reżyseruje „Krzyżaków”. Spektakl o narodowej sile czy zalążku katastrofy?
Teatr
Chiny przejmują Rosję po scenie sądu w Warszawie
Teatr
Kożuchowska, Seniuk, Sarzyńska zagrają na wrocławskim dworcu PKP
Reklama
Reklama