"Próby" to polemiczny esej o istocie sztuki, jej miejscu w życiu artystów i odbiorców, ale i ciąg skeczy, w których sprawy serio nieoczekiwanie ujawniają swój komizm i sterują w stronę jawnego absurdu. To rodzaj nieustającego happeningu, popisu erudycyjnych możliwości, niekiedy błazenady.
Akcja jest tu zorganizowana wokół postaci Reżysera (Wojciech Solarz). Spotyka się on z grupą Aktorów na próbach przedstawienia. Zwraca się do nich imionami, które noszą w rzeczywistości: Ewa (Konstancja Bułhak), Ania (Gryszkówna), Marcin (Perchuć). Odgrywając przed zespołem artystycznego demiurga, demaskuje się niekiedy jako nieprzygotowany do pracy dyletant i kabotyn celowo nazywający Anetę (Todorczuk-Perchuć) Anitą. A Dorotę (Rubin) – Lusią, gdyż ma ku tej Aktorce pozaartystyczną skłonność.
Między wszystkimi trwa nieustanna zaczepno-odporna walka na różnych (artystycznych i prywatnych) poziomach. Jakby zapomnieli, po co się spotkali, a z czego ma się zrodzić nowa jakość – przedstawienie. Na razie, w fazie prób, znacznie częściej przypomina to jego parodię. Gdzie tkwi ten metafizyczny czynnik, który z totalnego nieładu stwarza niekiedy intrygujące widowisko, autor nie wyjaśnia. Nie ma potrzeby. W końcu sami byliśmy świadkami "Prób".
I na tym właśnie polega istota twórczości Schaeffera. Na przeplataniu się tego, co uduchowione i wzniosłe, z przejawami rzeczywistości, która całkiem nieodpowiedzialnie skrzeczy. Waldemar Śmigasiewicz doskonale uchwycił sens tego zjawiska, z grupą znakomicie zgranych (w totalnej dezorientacji) aktorów (w rolach Aktorów).
W kwestii poczucia humoru autor z reżyserem i wykonawcami grają na tych samych strunach. I choć dowcip tu nie zawsze najwyższej próby, świetnie bawią.