Wielka scena, wielki kłopot

Po remoncie rusza główna scena Polskiego we Wrocławiu. Czy dla teatru oznacza to problem w frekwencją? - pisze Jacek Cieślak

Publikacja: 21.01.2013 08:06

„Sen nocy letniej” Moniki Pęcikiewicz po wtorkowym otwarciu dużej Sceny w Teatrze Polskim we Wrocław

„Sen nocy letniej” Moniki Pęcikiewicz po wtorkowym otwarciu dużej Sceny w Teatrze Polskim we Wrocławiu będzie mógł wrócić do repertuaru

Foto: Rzeczpospolita, Mateusz Wajdav Mateusz Wajdav

– U nas nie ma takiego problemu, był kłopot z tym, że nie mogliśmy zaprosić do sceny na Świebodzkim więcej niż 150 osób i zawsze mieliśmy nadkomplety – mówi Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu. – Według naszych obliczeń, brak dużej sceny wywoływał straty około 650 tysięcy miesięcznie, nie mogliśmy też grać wielu naszych najważniejszych pozycji.

Teraz wrócą na afisz, poza „Ziemią Obiecaną", „Sen nocy letniej" i „Hamlet" Moniki Pęcikiewicz, „Tęczowa Trybuna 2012" Strzępki i Demirskiego, a także „Kuszenie cichej Weroniki" Krystiana Lupy. Nowe miejsce uzyska „Titus Andronicus" Jana Klaty.

– Duża scena pozwoli nam też wzmocnić repertuar o nowe duże produkcje – „Zachodnie Wybrzeże" Koltesa w reżyserii Michała Borczucha, „Fausta" Krzysztofa Garbaczewskiego i „Dziady" Michała Zadary – zapowiada Mieszkowski. – W osiągnięciu odpowiedniej formy pomoże nam nowe wyposażenie sceny, jedno z najnowocześniejszych w Europie: świetlne, dźwiękowe, akustyczne.

600 miejsc w Dramatycznym

Krzysztof Mieszkowski zapowiada, że po wakacjach dojdzie do ograniczenia liczby miejsc, ale nie z powodu obaw o frekwencję, lecz by poprawić warunki odbioru.

– Od maja do wakacji czeka nas dokończenie przebudowy, ponieważ obecnie z wielu punktów widowni nie widać dużych fragmentów sceny – tłumaczy. – Gdybyśmy nie ograniczyli liczby do 560, musielibyśmy wydać dodatkowe 1,5 mln zł na nowy system dźwiękowy. Wolimy inaczej wyprofilować fotele.

Kwestia wykorzystania widowni i problemów z frekwencją stanowiła jeden z głównych motywów zmiany dyrektora Teatru Dramatycznego w Warszawie, którym został po Pawle Miśkiewiczu Tadeusz Słobodzianek. Władze miasta sugerowały, że duża scena jest wykorzystywana za rzadko, co obniża frekwencję i wpływy. Uwagi te nie uwzględniały specyfiki przedstawień Krystiana Lupy, który od lat używa widowni amfiteatralnej, postawionej ponad fotelami, bo tak tworzy się bliższa, mniej formalna relacja między widzami i aktorami.

– W Teatrze Dramatycznym Scena im. Gustawa Holoubka ma widownię na 600 miejsc – mówi Szymon Majewski, specjalista PR. – To duże wyzwanie, ale też trudno o większą satysfakcję dla twórców niż pękająca w szwach widownia. Pomysłem Tadeusza Słobodzianka dla tej sceny jest repertuar oparty na spektaklach wieloobsadowych, opartych na współczesnej dramaturgii, nowych przekładach klasyki i nowych adaptacjach wybitnej literatury nieteatralnej.

Szymon Majewski dodaje, że już dyrekcja Tadeusza Słobodzianka w Teatrze Na Woli, który ma 380 miejsc, pokazała, że gra spektakle wyłącznie z tradycyjnym układem widowni, bez jej ograniczania.

– Z naszego doświadczenia wynika, że nie trzeba obniżać poziomu artystycznego, grać fars lub zatrudniać wyłącznie aktorów znanych z kolorowych gazet, by mieć komplety – mówi Majewski. – Dowodem może być „Nasza klasa", „Amazonia", „Iluzje" czy „Madame".

Narodowy na 516 widzów

Jan Englert, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego, gdzie sala im. Bogusławskiego może pomieścić 516 widzów, mówi z ironią, że reżyserzy nie obawiają się konfrontacji z dużą sceną, ponieważ mają o sobie dobre mniemanie.

– Tymczasem duża przestrzeń jest trudnym sprawdzianem warsztatu i prawdy teatralnej. Inaczej się w niej gra niż w kameralnych warunkach, gdzie jest łatwiej. To oczywiście także sprawdzian dla aktorów – mówi Jan Englert. – Na dużej scenie trzeba wiedzieć nie tylko to, co się chce powiedzieć, ale i jak to zrobić.

Szefowi artystycznemu Narodowego też zdarzyło się w ostatnim czasie ograniczać widownię. Wprowadził ją na scenę w spektaklu „Udręka życia" Levina z Anną Seniuk i Januszem Gajosem.

– Nie chciałem grać tego tekstu „między zlewem a sedesem" jako rzeczy przyziemnej, wolałem dramatowi nadać wymiar metafizyczny, kosmiczny, a jednocześnie zastosować intymne środki – mówi dyrektor Narodowego. – Poza tym to sztuka oparta na dialogu dwójki aktorów. Z natury kameralna.

Następną premierę Jan Englert zrealizuje już bez ograniczeń przestrzeni. Wyreżyseruje „Bezimienne dzieło" Witkacego, które kiedyś pokazał na Scenie Kameralnej Polskiego.

– Wielkość widowni to rzecz względna, zależna od profilu repertuarowego, populacji miasta czy regionu – mówi Adam Orzechowski, dyrektor Teatru Wybrzeże. – Nasza widownia liczy sobie 450 miejsc łącznie z balkonem i uważam, że to liczba optymalna.

Orzechowski podkreśla, że duża scena wymaga nie tylko osobnego repertuaru, ale i kalkulacji kosztów.

– Z taką perspektywą planujemy cały rok, bo nie możemy grać nieustannie „Zmierzchu bogów", których pokazanie kosztuje 20 tysięcy zł. Bilansujemy koszty, pokazując m.in. „Sex dla opornych". Gra tylko dwójka aktorów, a ma podobną frekwencję i wpływy. Nasz problem polega na tym, że Wybrzeżu obniżono dotację o 1,5 mln zł.

Obecnie największymi hitami dużej sceny są „Baba Chanel" i „Arabella" w reżyserii Adama Orzechowskiego. W kwietniu planowana jest premiera „Czarownic z Salem" w reżyserii Adama Nalepy.

U Warlikowskiego 450

– 450 miejsc to, moim zdaniem, optymalna liczba i tyle będzie na widowni Nowego Teatru po przebudowie, gdy ruszymy w sezonie 2014/2015 – mówi dyrektor Karolina Ochab. – Wszystko zależy od spektaklu. W hali ATM, gdzie obecnie gościnnie gramy, zapraszamy od 400 do 700 osób. Bez względu na to, jaką planuje się widownię – kalkulację sprzedaży biletów robi się na poziomie 75–80 procent.

Ochab nie potrafi ocenić, ile biletów trafi do sprzedaży na czerwcowy spektakl Krzysztofa Warlikowskiego wg „Kabaretu" i „Shortbus", który pojedzie potem do Awinionu.

– Jednym z założeń tej premiery jest również to, że chcemy naszej publiczności zaprezentować halę MPO przed przebudową – mówi Karolina Ochab.

– U nas nie ma takiego problemu, był kłopot z tym, że nie mogliśmy zaprosić do sceny na Świebodzkim więcej niż 150 osób i zawsze mieliśmy nadkomplety – mówi Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu. – Według naszych obliczeń, brak dużej sceny wywoływał straty około 650 tysięcy miesięcznie, nie mogliśmy też grać wielu naszych najważniejszych pozycji.

Teraz wrócą na afisz, poza „Ziemią Obiecaną", „Sen nocy letniej" i „Hamlet" Moniki Pęcikiewicz, „Tęczowa Trybuna 2012" Strzępki i Demirskiego, a także „Kuszenie cichej Weroniki" Krystiana Lupy. Nowe miejsce uzyska „Titus Andronicus" Jana Klaty.

Pozostało 88% artykułu
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie