„»Szewcy« to obraz końca ludzkości, namalowany przez człowieka najgłębiej zrozpaczonego i nienawidzącego wszystkiego i wszystkich. Ale właśnie ta nienawiść i rozpacz nadaje sztuce przenikliwość i piekielne piętno absolutnej szczerości” – pisał o dramacie Witkacego Jan Błoński.
Późne dzieło autora „Pożegnania jesieni” można traktować jako pewnego rodzaju summę jego katastrofizmu i wykładnię poglądów historiozoficznych. Historia jest tu na pierwszym miejscu jako bezwzględny mechanizm, który miażdży bohaterów usiłujących przez rewolucję narzucić nowy porządek rozpadającemu się światu.
Katastrofizm Witkacego zderzony z eksperymentami Jana Klaty, którego kolejne przedstawienia („… córka Fizdejki”, „Lochy Watykanu”, „Oresteja”) dzielą w opiniach krytyków i publiczność, oraz z wyrazistymi poglądami Sławomira Sierakowskiego, redaktora naczelnego „Krytyki Politycznej”, może dać zaskakujące efekty.
– Nie robimy na pewno wersji kanonicznej „Szewców” – zastrzega Klata. – To jest przedstawienie według Witkacego, tekst nad którym pracowaliśmy w tandemie ze Sławkiem, samplując go i starając się znaleźć sposób na rozszyfrowanie i przełożenie na scenę nieprawdopodobnie gęstych fraz.
Dla mnie to opowieść o postawach społecznych i starciu dwóch wielkich systemów, stojąca w jednym szeregu z dziełami tego kalibru co „Nie-boska komedia” czy „Wesele”. I stara się pokazać umowne starcie pomiędzy poglądami liberalnymi a konserwatywnymi na naszą rzeczywistość, a którą można określić mianem turbokapitalistycznej. I dlatego data premiery – 11 listopada – nie jest przypadkowa. – Podkreśla wagę problemów zawartych w tej sztuce i fakt, że chcemy mówić poprzez nią o Polsce – mówi Klata.