Składanka „Powróćmy jak za dawnych lat” w reżyserii Krzysztofa Jaślara broni się głównie jakością literacką piosenek Jerzego Jurandota. Przy stylistycznym wyrafinowaniu i przednim dowcipie nieodżałowanego pierwszego dyrektora Syreny wszystkie pozostałe elementy wieczoru otwierającego jubileuszowy, 60. rok Syreny, mogły się wydać mierne, nikłe i nieprofesjonalne.
Byliśmy świadkami czegoś zadziwiającego. Obok znanych, ale zawsze godnych przypomnienia tekstów Jurandota konferansjerka Piotra Polka jawiła się jako miałka i drętwa. Część druga odbyła się już bez niego, bo pojechał pokazać się w „Jak oni śpiewają” w Polsacie. Zastąpili go Wojciech Malajkat i Zbigniew Zamachowski, dając pokaz estradowego „luziku”.
Wiadomo było, że utwory Jurandota wysoko ustawią poprzeczkę oczekiwań widzów. Złożone mu w hołdzie przedstawienie ujawniło jednak coś znacznie głębszego – jak dalece obniżyła się jakość współczesnej rozrywki w porównaniu z artystyczną klasą pierwszego dyrektora. Toporny schemat i banał występu Malajkata z Zamachowskim nie odbiegał od ich przeciętnego wyjścia przed telewizyjne kamery. Czy nie nazbyt łatwo akceptujemy dziś średnią krajową w dziedzinie rozrywki?
Na szczęście przy wybornych tekstach Jurandota wszyscy trzej konferansjerzy przypominali sobie, że są aktorami. Polk wystąpił w przewrotnym „Świetnie się składa”, a Zamachowski zaśpiewał znany szmonces „Sak”. Obok interesujących wykonań przedwojennych przebojów, jak „Ada, to nie wypada” i „Nikt mnie nie rozumie tak jak ty”, kupletu „Niedobrze, panie Bobrze”, przy miłosnych westchnieniach „Nie kochać w taką noc to grzech”, wspaniale zabrzmiał powojenny szlagier „Wio, koniku”. Każda z jego zwrotek była pastiszem mód muzycznych i przybierała rozmaite brzmienia: amerykańskiego country, rosyjskiego folku, ulicznych piosenek Paryża, co Hannie Śleszyńskiej pozwoliło zgrabnie sparodiować styl Edith Piaf. Aktorka miała też popisowy numer w „Trzech listach”, w których bohaterka mierzy się z porzuceniem jej przez ukochanego.
Izabella Olejnik budziła dreszcz grozy jako potrójna wdowa w upiornej „Pieśni o Jasiu nieboszczyku”, brylowała jako „hrabinia” w stylizowanej na podwórkową „Balladzie o jednej Wiśniewskiej”, mając godną rywalkę w Beatrycze Łukaszewskiej. Obok wykonawców Syreny Jaślar wprowadził do przedstawienia Grupę MoCarta. Kwartet muzyków brał udział w udramatyzowanych miniaturach piosenkarskich i jakkolwiek byli świetni, to z zupełnie innej bajki.