Szampańska rozrywka czy kompletna bzdura

W Teatrze TV zobaczymy dziś (TVP 1, godz. 20.20) „Czerwone Komety” w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego. Komedia z gwiazdorską obsadą otwierająca nowy rok telewizyjnej sceny wzbudziła różne oceny recenzentów teatralnych „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 07.01.2008 00:29

Szampańska rozrywka czy kompletna bzdura

Foto: PAT

Jacek Cieślak

Andrzej Strzelecki zaserwował szampańską zabawę z farsą „Czerwone Komety”, dzięki której możemy z dystansem pomyśleć o przerażającym nas terroryzmie, nie mniej groźnym codziennym pośpiechu i braku czasu dla najbliższych. Problemy te autorzy Andreas Sauter i Bernhard Studlar przedstawili w sytuacjach, które są również bożonarodzeniowym rytuałem Polaków. Mamy sprzeczkę o prawdziwą choinkę z dziecięcych marzeń – bo przecież jest za duża i zaśmieca pokój. Oglądamy kobiecą udrękę przygotowań świątecznych dań. Wojciech Malajkat zabawnie pokazuje zgubne skutki śledzika w męskim gronie, gdy jego atrakcyjna żona grana przez Małgorzatę Kożuchowską nie może doprosić się dzidziusia pod choinkę.Bawią prawdziwi i fałszywi mikołaje, ale główną sprężyną komicznie ujętej sensacyjnej intrygi jest porwanie Gustawa... ukochanego kota matki! Anna Seniuk, prezentując senioralne wcielenie inżynierowej Karwowskiej, stworzyła z Piotrem Fronczewskim zwariowaną parę sklerotycznych małżonków wymagających większej opieki niż dzieci. A pan Piotr z wdziękiem bawi się sprawdzonymi farsowymi grepsami – wypina brzuszek, nadyma poliki, przewraca oczami. Tajną bronią spektaklu jest to, że wszystkie sytuacje na początku wypadają idiotycznie, w chwilę później budzą w nas dziki śmiech, a w końcu zdajemy sobie sprawę, że śmiejemy się z samych siebie.Morał polecam wszystkim: nasze problemy biorą się z tego, że tylko raz w roku jesteśmy mikołajami.

podyskutuj z autorem

j.cieslak@rp.pl

Janusz R. Kowalczyk

Spółka dramaturgiczna Andreas Sauter i Bernhard Studlar udowodniła, że do stworzenia komedii nie trzeba mieć pomysłu. Mało oryginalny, wątlutki wątek główny – porwanie kota w celu wymuszenia na rodzinie wziętego dentysty wysokiego haraczu – sztukowany jest kilkoma na siłę doczepionymi. A to parę skłonną dokonać aktu prokreacji nachodzą wciąż intruzi, to znów mąż jednej z dalszych postaci okaże się „dubeltowym lizakiem”, czyli biseksem. Dialogi należą bowiem do tzw. zgrywnych. Ich poziom wyznacza wymiana zdań córek: „Mamę szlag trafi, tata wykorkuje”. Wprost boki zrywać. A w konkursie na reklamę samochodu znajdzie się koncept: „Najbardziej w nim lubię… dymać”. Jak autorzy widzów. Zupełnie niefrasobliwie obchodzą się jednak z sensacyjną narracją ogołoconą z jakiegokolwiek prawdopodobieństwa. „Terrorystyczna” organizacja Czerwone Komety, złożona z dwóch przedsiębiorczych młodych dam, od trzech tygodni codziennie dokonuje rabunków i rozdaje np. domom opieki społecznej dobra skradzione z bufetu… prezydenta. 10 tys. euro za kota okaże się potrzebne do obrabowania przez jedną z nich… banku centralnego. I to z 5 mln euro. Jak samotnemu dziewczęciu to się udało? Tego się nie dowiemy. Podobnie jak i tego, po co Andrzej Strzelecki przeniósł na mały ekran ten żałosny, wyzbyty sensu i dowcipu tekst, z aktorami dokonującymi cudów, żeby nie wyjść w tej bredni na kompletnych idiotów.

podyskutuj z autoremj.kowalczyk@rp.pl

Jacek Cieślak

Andrzej Strzelecki zaserwował szampańską zabawę z farsą „Czerwone Komety”, dzięki której możemy z dystansem pomyśleć o przerażającym nas terroryzmie, nie mniej groźnym codziennym pośpiechu i braku czasu dla najbliższych. Problemy te autorzy Andreas Sauter i Bernhard Studlar przedstawili w sytuacjach, które są również bożonarodzeniowym rytuałem Polaków. Mamy sprzeczkę o prawdziwą choinkę z dziecięcych marzeń – bo przecież jest za duża i zaśmieca pokój. Oglądamy kobiecą udrękę przygotowań świątecznych dań. Wojciech Malajkat zabawnie pokazuje zgubne skutki śledzika w męskim gronie, gdy jego atrakcyjna żona grana przez Małgorzatę Kożuchowską nie może doprosić się dzidziusia pod choinkę.Bawią prawdziwi i fałszywi mikołaje, ale główną sprężyną komicznie ujętej sensacyjnej intrygi jest porwanie Gustawa... ukochanego kota matki! Anna Seniuk, prezentując senioralne wcielenie inżynierowej Karwowskiej, stworzyła z Piotrem Fronczewskim zwariowaną parę sklerotycznych małżonków wymagających większej opieki niż dzieci. A pan Piotr z wdziękiem bawi się sprawdzonymi farsowymi grepsami – wypina brzuszek, nadyma poliki, przewraca oczami. Tajną bronią spektaklu jest to, że wszystkie sytuacje na początku wypadają idiotycznie, w chwilę później budzą w nas dziki śmiech, a w końcu zdajemy sobie sprawę, że śmiejemy się z samych siebie.Morał polecam wszystkim: nasze problemy biorą się z tego, że tylko raz w roku jesteśmy mikołajami.

Teatr
Wojna o teatr w Kielcach skończy się zarządem komisarycznym w Świętokrzyskiem?
Teatr
Ministra Wróblewska: Wojewoda świętokrzyski skontroluje konkurs w teatrze w Kielcach
Teatr
Drugi konkurs w kieleckim teatrze „ustawiony” pod osobę PiS z TVP Kielce?
Teatr
Czy „aniołek Kaczyńskiego” wywoła piekło w kieleckim Teatrze im. Żeromskiego?
Teatr
Czy władze Świętokrzyskiego ustawiały konkurs na dyrektora teatru w Kielcach?